Translate

niedziela, 9 czerwca 2013

Wokół wizyty Marszałek Ewy Kopacz w Chinach



W poniedziałek 3 czerwca rozpoczęła się wizyta Marszałek Sejmu Ewy Kopacz wraz z delegacją w Chinach. Zwykle kontrowersje dotyczące podobnych wizyt mają miejsce w trakcie lub tuż po ich odbyciu. Tym razem Polska delegacja nie zdążyła wyjechać z kraju,  a już pojawiły się problemy. Związane one były z wyborem daty wyjazdu, gdyż 4 czerwca miała miejsce 24 rocznica tragicznych wydarzeń na placu Tiananmen, które zostały bardzo negatywnie odebrane przez społeczność międzynarodową. Wiele środowisk w Polsce zaprotestowało przeciw odbyciu się wizyty w tym terminie. Część polityków, związana  z prawicą, zrezygnowała nawet z udziału w delegacji. Nie mniej wizyta doszła do skutku.Mimo że jej tematem przewodnim była gospodarka, Marszałek Sejmu na spotkaniu  w Pekinie z szefem Ogólnochińskiego Zgromadzenia Przedstawicieli Ludowych  Zhang Dejiangiem, a następnie z wiceprezydentem Chin Li Yuanchao nie omieszkała podnieść kwestii praw człowieka, namawiając ich do ratyfikowania przez Chiny paktu praw politycznych i obywatelskich oraz zaoferowała utworzenie bilateralnych mechanizmów do konsultowania kwestii dialogu społecznego i praw człowieka. Jak już wspomniano, jest to jednak wizyta poświęcona przede wszystkim kwestiom ekonomicznym, dlatego w kolejnych dniach delegacja zawitała do Tianjin, gdzie rozmowy dotyczył wyłącznie spraw gospodarczych, następnie gościła w Kantonie, w którym omawiane były kwestie współpracy regionalnej między państwami oraz wzięła udział  w przedpremierowym pokazie filmu produkcji chińskiej opowiadającego o 20 latach demokratycznych przemian w Polsce i powstaniu Solidarności. Swoją wizytę Ewa Kopacz zakończyła w niedzielę odwiedzając specjalną strefę ekonomiczną w Zhuhai.

Z powyższego wynika, że podróż polskiej delegacji do Chin przyniesie pozytywne skutki. Jednak warto podkreślić, że strona chińska dość obojętnie podeszła do tej wizyty o czym świadczy nieobecność prezydenta Chin Xi Jinpinga, który w tym samym czasie spotkał się w Kalifornii z prezydentem USA Barackiem Obamą. Warto zatem zastanowić się, czy Polska jest w stanie samotnie wynegocjować coś z Państwem Środka. Czy może powinna działać w ramach większych struktur np. Unii Europejskiej?
Relacje polsko-chińskie
Przypomnijmy historię relacji RP z ChRL, które sięgają czasów PRL. Oficjalne nawiązanie stosunków dyplomatycznych przez PRL i ChRL nastąpiło 7 października 1949 r. Początki współpracy zapowiadały się owocnie, co przejawiało się w licznych wizytach zarówno chińskich polityków w PRL (m.in. 1954, 1957 – Zhou Enlai, 1954 – Chen Yi) jak
i strony polskiej w ChRL (np. 1954 – B. Bierut, 1956 – E. Ochab). Lata 60. przynoszące wzrost napięcia na linii Pekin – Moskwa powodowały równocześnie, że dynamika stosunków bilateralnych osłabła – w 1967 r. odwołano nawet chińskiego ambasadora z Polski. Poprawę wzajemnych relacji można było zauważyć w latach 80., kiedy to Wojciech Jaruzelski udał się do Chin, by rozmawiać z Deng Xiaopingiem. Wtedy to wymiana osiągnęła rekordowy  w czasach PRL poziom jednego miliarda dolarów. W roku 1988 natomiast podpisano umowę o współpracy gospodarczej, handlowej i naukowo-technicznej między PRL i ChRL w wielu dziedzinach. Ochłodzenie stosunków nastąpiło w 1989 roku w związku z incydentem na placu Tiananmen oraz przemianami zachodzącymi w państwie polskim. Wizyta prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego w Chinach w 1997, jak mogło się wydawać, zapowiadała nowy rozdział w stosunkach dwustronnych. Przyniosła ona ożywienie stosunków handlowych jednak w praktyce objawiało się to w gwałtownym wzroście ilości chińskich towarów importowanych do Polski. W 2004 roku miała miejsce pierwsza po zmianach systemowych wizyta przewodniczącego Hu Jintao w Polsce, która zaowocowała podpisaniem „Wspólnego Oświadczenia między Rzeczpospolitą Polską a Chińską Republika Ludową". Dokument ten wyznaczył ramy i ogólne zasady rozwoju stosunków dwustronnych w następnych latach. W 2011 roku miała miejsce wizyta Bronisława Komorowskiego w Chinach, kiedy to podpisano oświadczenie o ustanowieniu partnerskich stosunków strategicznych. W 2012 r. doszło do dwudniowej wizyty premiera Chin Wen Jiabao w Polsce.

Te, jakby się mogło wydawać, dość zintensyfikowane stosunki polityczne, nie znajdują odzwierciedlenia w relacjach gospodarczych. Po pierwsze, mimo wzrostu wymiany handlowej między Polską a Chinami w ostatnich latach, Polska nadal ma ujemne saldo bilansu handlowego z ChRL. Poprawę tej sytuacji blokuje brak jednolitej strategii rządowej
w stosunku do Państwa Środka – ostatnia pochodzi z 2004 r. (Strategia RP w odniesieniu do pozaeuropejskich krajów rozwijających się). Cele stawiane przez Polaków w tym zakresie nie są jasno zdefiniowane. Cele Polaków w ogóle odnośnie do współpracy z Chinami nie są jasne.

Niewielki poziom współpracy polsko-chińskiej wynika z tzw. „strategicznego niedopasowania” przejawiającego się w strukturze gospodarek obu państw. Polskie małe i średnie przedsiębiorstwa, które dominują na rynku nie są w stanie sprostać oczekiwaniom koncernów chińskich gotowych podjąć się projektów na dużą skalę. Barierą wejścia polskich przedsiębiorców na rynek chiński jest również niewielka znajomość tego rynku. Polscy przedsiębiorcy bardzo długo rozważają możliwość rozpoczęcia działalności w Chinach, wynika to z braku stałego  wsparcia informacyjnego. W Polsce istnieją instytucje zajmujące się ogólnie inwestycjami (jak Polska Agencja Informacji i Inwestycji Zagranicznych) czy przedsiębiorczością (PARP), które próbują udzielać informacji zainteresowanym. Nie są one jednak ukierunkowane konkretnie na Chiny. Ponadto, kwestia przyciągania chińskich inwestycji w RP nie jest do końca określona. Polska jako najlepszy rynek dla inwestycji w Europie Środkowo-Wschodniej, a z drugiej strony stabilny obszar, nie ma kompleksowego programu zachęt dla chińskich przedsiębiorców. Interesującym przejawem obopólnej współpracy jest natomiast międzyuczelniane Konsorcjum Michała Boyma, które zajmuje się przyciąganiem chińskich studentów do Polski i stanowi wyraz integracji kilku uczelni.
Do Chin przez Brukselę czy przez Grupę Wyszechradzką?
Wraz ze wstąpieniem Polski do Unii Europejskiej wydawać by się mogło, że relacje z Chinami ulegną gwałtownemu przyspieszeniu. Działając przecież w ramach struktur europejskich stajemy się poważniejszym graczem na arenie międzynarodowej. Jak pokazują fakty tak nie jest, co jest tego przyczyną? Przede wszystkim należy wskazać na brak spójnej polityki zagranicznej UE, która zależna jest od interesów największych graczy tj. Niemiec, Francji, Wielkiej Brytanii. Zadania nie ułatwia także strona chińska, która chce rozmawiać z poszczególnymi państwami zwracając się do Unii jako całości tylko w kryzysowych sytuacjach. Pojawia się zatem pytanie dla polskiego rządu. Jeśli nie jesteśmy w stanie samodzielnie rozmawiać z Chinami,  a na najwyższym szczeblu  jest to bardzo trudne, jeśli nie niemożliwe, to gdzie możemy szukać swoich szans? By odpowiedzieć na to pytanie należy ponownie przywołać wizytę premiera Chin Wen Jiabao do Polski, podczas której wziął udział w spotkaniu Forum Gospodarczego Polska- Europa Środkowa- Chiny. Zaprezentował on 12 propozycji mających na celu zacieśnianie się współpracy Chin z regionem Europy Środkowo-Wschodniej (EWS), z których warto wymienić:

  1. Utworzenie linii kredytowej o wartości 10 mld $ na inwestycje w technologie i infrastruktury
  2. Stworzenie funduszu współpracy inwestycyjnej
  3. Zwiększenie chińskich inwestycji w specjalnych strefach ekonomicznych ESW
  4. Oferta 5000 stypendiów dla państw ESW
  5. Powstanie komitetu doradczego ds. infrastruktury transportowej między Chinami a państwami ESW

Można właśnie na tej podstawie spróbować budować relacje w ramach państw Europy Środkowo-Wschodniej, w której Polska jest liczącym się graczem. Co więcej, nie trzeba nawet tworzyć struktur, gdyż one już istnieją. Polska mogłaby np. w ramach Grupy Wyszehradzkiej (GW) zaproponować nawiązanie współpracy z Państwem Środka. Wykorzystanie dotychczasowego doświadczenia państw GW może być istotne dla sformułowania jasnych i rzeczowych celów oraz nakreślenia najważniejszych interesów, które mogą również zainteresować stronę chińską. Oczywistym jest, że GW, to nie wszystkie państwa EWS jednak czynione są starania by angażować inne kraje regionu w różne inicjatywy np. programy stypendialne (In-Coming and Out-Going Scholarships). Przyglądając się celom i zadaniom jakie nakreśliły sobie państwa GW widać, że stawiają one przynajmniej częściowo na rozwój w obszarach, o których mówił Premier Wen Jiabao tj. kultura, wymiana naukowa, badania naukowe, turystyka.

Dodatkowo na korzyć utworzenia takiej inicjatywy składa się obecna sytuacja państw GW. Historia tego ciała sięga 1991 r. Jego głównym celem było wstąpienie członków do struktur UE i NATO. Kiedy został on osiągnięty pojawił się problem dalszego sensu funkcjonowania grupy. Nieprzerwanie odbywają się spotkania premierów i prezydentów państw członkowski, na których prowadzona jest żywa debata na temat przyszłości GW. Może przedłożenie propozycji otwarcia się na Chiny byłoby dobrym elementem, który nadałby sens jej istnieniu? Na początek warto by spróbować np. z wymianą studentów oraz turystyką (stworzyć bezpośrednie połączenia między stolicami państw GW i Chin).
W kolejnych etapach współpracy można by zaprosić Pekin do kwestii energetyki i obronności (tworząc wspólne instytuty badawcze dot. tej tematyki. Wspólnie rozwijając technologie).

Wnioski:

  1. Relacje polsko-chińskie mają bardzo pozytywny charakter, jednak brakuje w nich konkretnych działań. Wynika to z braku zdecydowania strony Polskiej, która chciałaby jednocześnie robić interesy z Chinami i pouczać je w kwestiach praw człowieka.
  2. Polska jako pojedynczy gracz nie posiada wystarczających argumentów by oddziaływać na Chiny, co zmusza ją do szukania innych form i platform do współpracy.
  3. Działanie Polski w ramach Unii Europejskiej jest nieefektywne, co wynika z braku jednolitej linii polityki zagranicznej wszystkich państw członkowskich. Dodatkowo najwięksi gracze europejscy wolą w stosunkach bilateralnych negocjować z Chinami, które również preferują taki rodzaj prowadzenia polityki.
  4. Szansą do wykorzystania dla Polski jest zaangażowanie Chin bezpośrednio w region państw Europy Środkowo-Wschodniej. Może ona tego dokonać poprzez Grupę Wyszehradzką, której zasadność istnienia po osiągnięciu pierwotnych celów (wstąpienie do UE i NATO) została mocno zachwiana. Nakreślenie nowych wzmocni jedność państw EWS, co może zainteresować stronę chińską. Ważne jednak by jasno określić zakres współpracy.
---------------

Notatka przygotowana przez zespół: Przemysław Ciborek, Paweł Ciuksza, Azjargal Ganbold, Kamila Kieler, Filip Łukasiewicz, Agnieszka Mitrzak, Joanna Nowak (III rok studia stacjonarne)

poniedziałek, 3 czerwca 2013

Japońska innowacyjność – quo vadis?



Rok 2012 był jednym z najcięższych okresów w historii japońskich koncernów produkujących elektronikę użytkową. Ucierpieli głównie najwięksi gracze – Sony, Sharp i Panasonic. Był to jednak tylko odcinek równi pochyłej, po której od kilku lat stacza się japoński przemysł elektroniczny. W siłę rosną tymczasem regionalni konkurenci z Korei Południowej, ChRL i Tajwanu. Mocna jest także pozycja firm amerykańskich. Trudna sytuacja finansowa stawia więc przed szefami największych japońskich przedsiębiorstw elektronicznych konieczność przeanalizowania i przekształcenia dotychczasowych strategii biznesowych. Pewne zapowiedzi zmian w japońskim sektorze high-tech już widać. Czy okażą się one jednak wystarczające by na powrót zapewnić Japonii pozycję światowego lidera w branży elektronicznej? Jakie perspektywy stoją przed japońską branżą elektroniki użytkowej i jakie znaczenie dla Polski i innych państw Europy Środkowej mają przetasowania na światowym rynku elektroniki użytkowej?

Obecna sytuacja. Japońskie firmy wciąż są dobrze rozpoznawane na świecie i według analityków rynku elektronicznego nadal tworzą produkty najwyższej jakości. Problem jednak w tym, że od początku minionej dekady popyt na ich urządzenia maleje co przekłada się na spadającą wartość giełdową koncernów.
Source: www.earningpalace.com
 W najgorszej kondycji znajdują się obecnie japońskie firmy, które postawiły na produkcję telewizorów. W ciągu kilku ostatnich lat, ten typowo japoński rynek zdominowały firmy z Korei Południowej – Samsung i LG. Tymczasem sztandarowy japoński producent telewizorów - Sharp stracił w ubiegłym roku fiskalnym 5,4 mld dolarów (545 mld jenów) netto i był to najgorszy wynik w stuletniej historii firmy. Szukając oszczędności koncern sprzedał część powierzchni biurowych w Tokio i zwolnił 5,4 tys. pracowników zatrudnionych w fabrykach na całym świecie. Po raz pierwszy, Sharp  zwolnił również część pracowników z japońskich oddziałów. Pod młotek poszły udziały firmy, które zakupili: amerykański Qualcomm, koreański Samsung i Foxconn należący do tajwańskiego biznesmana Terry’ego Gou. Firma wycofuje się obecnie z produkcji pod własną marką na rzecz wytwarzania wyświetlaczy do produktów, które w swych fabrykach składa Foxconn.
Panasonic stracił jeszcze więcej bo 7,4 mld dolarów, przy czym w przypadku tej firmy mówić można o niewielkiej redukcji strat w stosunku do roku poprzedniego (9,7 mld dolarów), co jest efektem programu restrukturyzacyjnego wprowadzonego rok temu przez nowego prezesa Kazuhiro Tsugę. W jego ramach firma zwolniła na całym świecie 37 tys. pracowników.  Podobnie jak Sharp, Panasonic tracił głównie na nierentownych fabrykach telewizorów. Coraz bardziej realne staję się więc wycofanie się firmy z produkcji ekranów plazmowych, na które popyt szybko maleje (ich sprzedaż w ubiegłym roku zmalała o około 50 % w porównaniu do tylko 3 % spadku sprzedaży telewizorów LCD). Panasonic planuje w tym roku wejść także na rynek smartfonów w Indiach.

Sony odnotował w ubiegłym roku pierwszy od czterech lat, niewielki zysk (685 mln dolarów). Przypisuje się to programowi naprawczemu rozpoczętemu w ubiegłym roku przez nowego prezesa – Kazuo Hirai. Firma skupia się jak na razie na cięciu kosztów. Jej dochody za ubiegły rok pochodzą więc głównie ze sprzedaży działu chemicznego firmy - Sony Chemical & Information Device Corporation państwowemu Japońskiemu Banku Rozwoju za 730 mln dolarów, masowym zwolnieniom (10 tys. pracowników) i pozbyciu się części budynków biurowych, w tym m.in. nowojorskiej siedziby Sony, którą koncern sprzedał za 1,1 mld dolarów. Firma przez lata narzucająca w elektronice nowe trendy paradoksalnie zarabia dziś najwięcej na usługach finansowych czy to poprzez Sony Bank czy firmę ubezpieczeniową Aegon-Sony. Korporację ratuje również Sony Entertainment Inc. produkujący muzykę, filmy i programy telewizyjne. Duże nadzieje, kierownictwo firmy pokłada obecnie w nowej konsoli do gier wideo PlayStation 4, która ma wejść do sprzedaży pod koniec obecnego roku. W marcu Sony zapowiedziało też chęć rywalizacji z firmami chińskimi o trzecią pozycję na światowym rynku smartfonów. Obecnie firma znajduje się na czwartym miejscu z 4,5 % udziałem, tuż za chińskim Huawei Technology (4,9 %) i niewiele przed ZTE (4,3 %) także pochodzącym z Chin. 

Co poszło nie tak?  Za bezpośrednie przyczyny ostatnich słabych wyników tych firm uznaje się globalny kryzys finansowy z 2009 roku i idący z nim w parze wzrost wartości jena, który mocno zmniejszył popyt na japońskie produkty. Rynkiem wewnętrznym zachwiało natomiast w 2011 roku największe trzęsienie ziemi w historii Japonii. Do tego dochodzi jeszcze zwiększone w ostatnim czasie zainteresowanie konsumentów smartfonami i tabletami, które osłabia globalne zapotrzebowanie na telewizory. 

Według wielu analityków, japońskich gigantów elektroniki generalnie pokonała jednak rewolucja cyfrowa. Imperia te powstawały bowiem bazując na produkcji złożonych urządzeń typu: telewizory kineskopowe, radia, odtwarzacze kaset magnetofonowych, lodówki czy pralki. Zawierały one co prawda elektronikę, jednak w znacznej mierze opierały się na podzespołach mechanicznych jak np. przełomowy odtwarzacz kaset magnetofonowych Sony Walkman. Ociężałym kolosom trudno było przystosować się do nowej rzeczywistości, w której z dnia na dzień z coraz większym tempem  elektronika wypierała ich doskonalone przez lata urządzenia analogowe. Problemów takich nie mieli natomiast wchodzący dopiero na rynek producenci z Chin czy Korei Południowej. Pogląd ten podziela Hiroaki Nakanishi szef japońskiego konglomeratu Hitachi, który w 2010 roku wycofał się z produkcji elektroniki użytkowej i powrócił do korzeni firmy czyli przemysłu ciężkiego. Hitachi skupia się dzisiaj głównie na produkcji wyposażenia dla elektrowni - turbin gazowych i parowych,  a także szybkich pociągów i maszyn budowlanych na rynek państw rozwijających się.  -Technologia cyfrowa zmieniła wszystko. Dla branży telewizyjnej oznacza to, że do wyświetlania szerokiego obrazu o wysokiej jakości potrzebny jest tylko jeden chip. Każdy może dzisiaj produkować telewizory - mówi Nakanishi. Ponadto w erze urządzeń cyfrowych ważną rolę odgrywa sterujące nimi oprogramowanie, czyli dziedzina, w której japońskie firmy mocno kuleją w porównaniu np. do Microsoftu czy firm z amerykańskiej Doliny Krzemowej. Amerykanie lepiej radzą sobie także w Internecie, gdzie rozwijają obecnie usługę cloud computingu wchodząc z nią m.in. rynki azjatyckie. 

Japończycy natomiast wciąż stawiają na legendarną solidność swoich produktów podczas gdy w świecie, w którym elektroniczne gadżety zmienia się co 2-3 lata, bardziej niż trwałość liczą się coraz to nowsze aplikacje i udogodnienia. Konsumenci świadomi szybkiego obecnie „starzenia się” elektroniki często wolą wydać mniej na produkt gorszej jakości skoro wiedzą, że za jakiś czas i tak będą musieli kupić nowy.  Sposób na to znalazł amerykański Apple, który poprzez sprawne kampanie marketingowe otacza swoje produkty aurą pożądania, tłumacząc wysoką cenę innowacyjnością.  - Nie sprzedajemy samych przedmiotów, sprzedajemy emocje – mawiał twórca potęgi Apple - Steve Jobs. Strategia tworzenia zapotrzebowania na produkt, „o którym jeszcze nie wiemy, że go chcemy”  skutkuje, o czym może świadczyć np. fakt, że na rynku funkcjonują telefon Iphone i odtwarzacz multimedialny Ipod. Mimo, że ten pierwszy może z powodzeniem wykonywać funkcje drugiego, wciąż istnieje popyt na oba produkty.

W sferze marketingu Amerykanie pozostawiają zatem Japończyków daleko w tyle. Z błędami marketingowymi wiążą się także uchybienia Japończyków w dopasowaniu produktu do potrzeb klienta. Dla Japońskich firm rynek wewnętrzny był przez lata trampoliną na rynki zagraniczne. Dlatego też ich produkty kierowane były raczej do zamożniejszych klientów z pominięciem potrzeb tych o skromniejszych dochodach. Teraz więc, to Koreańczycy i Chińczycy prowadzą ekspansję w krajach rozwijających się. Koreański LG  opracował na przykład technologię pozwalającą na zmniejszenie wymiarów kineskopu i wciąż sprzedaje tradycyjne telewizory w Brazylii, Indiach czy Chinach, gdzie znajduje się na nie zapotrzebowanie z powodu ceny niżej o 70 % od telewizorów LCD.  

Jako powód stagnacji na japońskim rynku elektroniki podaje się również błędy polityki finansowej państwa podczas „straconej dekady” lat dziewięćdziesiątych. Rząd chcąc utrzymać wtedy miejsca pracy pompował miliardy jenów w często niedochodowe przedsięwzięcia. Branża elektroniczna, dająca 665 tysięcy miejsc pracy i generująca 10 % produkcji przemysłowej kraju, popadała więc w rozleniwienie redukując wydatki na badania i rozwój, będąc pewna, że w razie kłopotów może liczyć na rządową pomoc. 

Co nadal działa? Pomimo chwiejnej sytuacji wśród gigantów japońskiej elektroniki i zaliczania przez nich kolejnych porażek, są branże, w których Japończycy nadal wiodą prym. Są oni  niekwestionowanymi liderami w produkcji aparatów i gadżetów fotograficznych oraz kamer. Canon, Nikon, Olympus i Sony nadal dominują w tej kwestii nad resztą globu.

Mimo stałej przewagi firmy te odnotowały pewne straty, jednakże w porę zareagowały na pojawiające się niekorzystne dla nich trendy i zmiany. Przykładowo firmy Olympus i Canon podjęły decyzję o wycofaniu się z produkcji tanich cyfrowych aparatów kompaktowych, ponieważ przegrywały one walkę z popularnymi dzisiaj smartfonami - przede wszystkim ze względu na porównywalną jakość wykonywanych zdjęć i brak możliwości przesyłania zdjęć bezpośrednio z aparatu. Firmy postanowiły skupić się na bardziej zaawansowanym sprzęcie fotograficznym z wymienną optyką. Olympus jest również wiodącym producentem urządzeń wykorzystywanych w medycynie oraz nauce, a na dodatek teraz pracuje nad dosyć ciekawą propozycją stworzenia okularów z wbudowanym aparatem cyfrowym i wyświetlaczem. Olympus już w zeszłym roku wyprodukował okulary, będące zdalnym wizjerem i aparatem fotograficznym, posiadającym łącze Bluetooth ze smartfonem. Nie wiadomo jednak jeszcze, jak będzie wyglądał dokładnie nowy produkt, ale już teraz mówi się o podobieństwach do projektu Google Glass, w którym jednym z priorytetów jest właśnie możliwość robienia zdjęć. 

Dominację Japończyków na rynku produktów fotograficznych potwierdzają liczne nagrody przyznane japońskim firmom na tegorocznej gali TIPA (Technical Image Press Association). Spośród 40 nagród zdecydowana większość powędrowała do japońskich producentów - w szczególności Canona i Nikona. Japończycy w konkursie pokonali firmy z innych krajów - m.in. Samsunga.
Kolejne firmy elektroniczne, odnoszące sukces na rynku światowym, to Clarion, Pioneer, czy Alpine, zajmujące się produkcją sprzętu stereo do samochodów. Pioneer jeszcze kilka lat temu produkował telewizory, ale zrezygnował z tego biznesu ze względu na wzrastającą na tym polu rywalizację na rynku światowym i odnotowane z tego tytułu straty w handlu.

Panasonic kierunkuje swoją działalność także na branżę energetyczną, gdzie obecnie dobrze sobie radzi w produkcji akumulatorów i paneli słonecznych. Firma może na tą chwilę pochwalić się stworzeniem najbardziej wydajnej baterii słonecznej na świecie, wykonanej niskim kosztem. Jeśli chodzi o telewizory, firma postanowiła podjąć konkretne działania i w tym roku nastawia się na produkcję telewizorów LED.
Japonia prowadzi ścisłe kontakty handlowe z Chinami, Europą oraz Stanami Zjednoczonymi. Przy gospodarce nastawionej na eksport, jej dobrobyt w dużej mierze zależy od popytu na japońskie towary właśnie w tych krajach. 

Japonia, z której wywodzą się takie koncerny jak Mazda, Toyota, Suzuki, Nissan, Honda, Subaru, Mitsubishi, jest liderem wśród producentów samochodów. Jednakże w ostatnich latach tamtejsza branża motoryzacyjna musiała borykać się z wieloma problemami. Doznała dotkliwych strat wywołanych przez klęski żywiołowe - powodzie, tsunami, trzęsienia ziemi, które przyczyniły się do zniszczenia kilku fabryk w regionie - przykładowo fabryki Toyoty w Tajlandii, a tsunami, które uderzyło w Japonię dwa lata temu zmusiło wielu producentów do wstrzymania produkcji z powodu braku dostępu do energii elektrycznej, nie mówiąc już o awarii w elektrowni atomowej  Fukushima, po której znacznie wzrosły koszty energii.
W branży motoryzacyjnej wykształtowała się zaostrzona konkurencja pomiędzy General Motors i Toyotą. W roku 2008 Toyota odebrała GM tytuł światowego lidera w dziedzinie produkcji samochodów, jednak w następnym roku utraciła go z powodu strat wywołanych przez katastrofy naturalne. Oprócz tego koncern napotkał się z problemami na amerykańskim rynku. Administracja Baracka Obamy oskarżyła Toyotę o wyprodukowanie wadliwej linii produktów, w której rzekomo zacinały się pedały hamulców. Amerykanie wezwali koncern do przetestowania sprawności 6 mln samochodów, włączonych do sprzedaży w Stanach. Po dwóch latach badań nad tą usterką i usilnym zaprzeczaniu producentów, iż nie była to wina elektroniki, stwierdzono, iż żadnej wady się nie dopatrzono, a liczne wypadki drogowe Amerykanów były spowodowane jedynie brakiem roztropności kierowców. Toyota wkradła się w łaski kupców ze Stanów Zjednoczonych (i nie tylko) ponownie w zeszłym roku, ofertą nowych samochodów wzbogaconych w zaawansowane technologie elektroniczne. Swój sukces zawdzięcza także menedżerom z zagranicy, a jej starania zostały nagrodzone ponownym zdobyciem miana największego producenta samochodów na świecie.

Japońska technologia pała miłością do nowoczesnych, wielofunkcyjnych robotów. Wielkie japońskie koncerny samochodowe próbują zatem swoich sił  także na polu robotyki. Przykładowo Toyota w roku 2007 z dumą wprowadziła na rynek robota grającego na skrzypcach oraz wożącego starszych i chorych ludzi, omijając przy tym przeszkody i nierówności terenu. Co ciekawe, produkcja robotów w Japonii ma być lekarstwem na niedobór siły roboczej. Jak dotąd najbardziej wyrafinowany robot wyszedł z warsztatu Hondy. Potrafiącego biegać robota Asimo już od kilku lat można wypożyczać - był wykorzystywany np. do obsługi przyjęć dyplomatycznych. Słynny już Asimo ma zostać wzbogacony o nowe właściwości - Honda pracuje nad stworzeniem systemu umożliwiającego kierowanie robotem za pomocą myśli.

Japońskie firmy elektroniczne w Europie.  Zacięta rywalizacja na rynku elektroniki odbiła się echem także na japońskich inwestycjach ulokowanych na terenie Europy, w tym w Polsce i innych państwach Grupy Wyszehradzkiej. Według raportu Japońskiej Organizacji Handlu Zagranicznego (Japan External Trade Organization - JETRO) z 2012 roku, nasz kraj zajmuje wysoką, czwartą pozycję wśród najbardziej atrakcyjnych dla Japończyków rynków inwestycyjnych w Europie. Stagnacja finansowa Unii Europejskiej doprowadziła jednak do wysunięcia się na prowadzenie w tej klasyfikacji państw spoza UE – Rosji i Turcji.  Raport JETRO wskazuje również, że na ponad 80 % działających w naszym regionie japońskich firm negatywnie wpłynął europejski kryzys zadłużeniowy. 58,5 %  obecnych w Europie Środkowej i Wschodniej japońskich koncernów oczekuje spadku dochodów w bieżącym roku. Zmalał także odsetek Japończyków gotowych rozszerzyć tutaj swoją działalność – wynosił on w 2012 roku 47,3 % (50,9 % w 2011 roku). Jako główne problemy funkcjonowania na rynkach Europejskich, japońscy przedsiębiorcy podawali – wahania kursów walut i niższe ceny konkurencyjnych produktów – 37,5 %; warunki polityczne i społeczne w Europie – 35,9 % i wejście na rynek nowych konkurentów – 29.1 %. Największego zagrożenia w Europie Japończycy upatrują w firmach chińskich – 58,3 %; koreańskich – 45,7 % i europejskich – 21,3 %.
Podobnie jak i wszędzie na świecie, w Europie wzrost konkurencji najbardziej dał się odczuć japońskim zakładom produkującym telewizory. Szukając oszczędności redukują one zatrudnienie lub przenoszą produkcję do regionów o niższych kosztach pracy. Fabryka Sharpa w tzw. Crystal Parku - części Pomorskiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej zlokalizowanej w Ostaszewie koło Torunia, wystąpiła do Ministra Gospodarki i uzyskała zgodę na wygaszenie pozwolenia na działalność w PSSE, które dostała w 2006 roku. Spowodowane jest to brakiem możliwości spełnienia deklaracji dotyczącej zatrudnienia w fabryce 3 tys. pracowników do końca 2013 roku. W 2011 roku w Ostaszewskim Sharpie pracowało jeszcze 2.1 tys. ludzi. Na początku bieżącego roku zatrudnionych było już tylko 1070 pracowników. W marcu firmę opuściło dodatkowe 211 pracowników z produkcji i administracji. Wygaszenie pozwolenia na działalność w PSSE oznacza dla firmy koniec ulg podatkowych i pomocy z budżetu państwa, spekuluje się więc, że fabryka zostanie sprzedana lub zamknięta. Kierownictwo Sharp Poland oświadczyło jednak, że nie ma zamiaru opuszczać Ostaszewa i liczy na poprawę koniunktury.

Całkowicie produkcję zatrzymał natomiast inny japoński producent telewizorów z fabryką w Ostaszewie – Orion Electric Poland. Firma pod koniec ubiegłego roku zwolniła 177 pracowników, czyli większość załogi. Od stycznia 2013 roku w Orionie pozostało 20 osób – zarząd i pracownicy niezbędni do utrzymania nieczynnego zakładu. Wstrzymanie produkcji kierownictwo firmy tłumaczy złą sytuacją na rynku i silną konkurencją  producentów z Korei. Słaba kondycja producentów telewizorów pociągnęła za sobą zakończenie produkcji w dostarczającym dla nich komponentów zakładzie japońskiej firmy Sumika. Podobnie jak w przypadku Oriona, w zlokalizowanej również w Crystal Parku  Sumice pracuje obecnie zaledwie kilka osób sprawujących nadzór nad zamkniętym zakładem. W 2011 roku Sumitomo Electric, do którego należy Sumika zamknął również zakład produkujący przewody elektryczne w Lesznie przenosząc produkcję do Rumunii. W październiku ubiegłego roku 30 z liczącej 87 osób załogi zwolnił z zakładu w Nowej Soli inny japoński producent telewizorów – Funai. 

Podobne posunięcia japońskich przedsiębiorstw elektronicznych można zauważyć w innych państwach regionu. W 2010 roku Sony sprzedało tajwańskiemu Foxconnowi fabrykę telewizorów Bravia w słowackiej Nitrze. Firma zamknęła wtedy także fabrykę odtwarzaczy Blu-ray w Godollo na Węgrzech, w której pracowało 540 osób. Produkcja została przeniesiona do Malezji. Wraz ze sprzedażą fabryki w Barcelonie hiszpańskim firmom Ficosa International i Comsa Emte, Sony zakończyło produkcję w Europie.

Według Deloitte liderami branży elektronicznej w Europie Środkowej jeśli chodzi o poziom produkcji są obecnie koreański Samsung i tajwański Foxconn. Zajmowały one odpowiednio szóste i jedenaste miejsce w rankingu największych zagranicznych korporacji operujących w regionie w 2011 roku. Samsung posiada fabryki na Węgrzech, Słowacji i w Polsce (dawna fabryka Amici we Wronkach). Foxconn także działa na Węgrzech i Słowacji a oprócz tego w Czechach gdzie jest drugim największym eksporterem. Pocieszeniem dla Japończyków może być fakt, że również i te firmy w ostatnim okresie odnotowały spadek sprzedaży i musiały zredukować zatrudnienie w Europie.

Perspektywy. Japońska technologia przez wiele lat utrzymywała się na wysokim poziomie i pomimo turbulencji, jakich doświadcza w wyniku znaczącej konkurencji ze strony innych państw, będzie starała się wprowadzać różne innowacje, aby na powrót zdominować przemysł elektroniczny. Na tą chwilę swoją jakością nadal bronią się sprzęty fotograficzne, czy stereo przeznaczone dla samochodów. Japoński profesjonalizm i precyzja przyczyniają się do sukcesów w branży motoryzacyjnej, a ciekawość świata i chęć ułatwienia sobie codziennych czynności prowadzi do kreowania coraz to bardziej wyrafinowanych robotów.
Japoński przemysł elektroniczny nadal posiada liczne atuty, które mogą się przyczynić do przywrócenia mu pozycji światowego lidera. Japonia zaraz po Stanach Zjednoczonych i Chinach wydaje najwięcej środków na badania i rozwój. W 2011 roku było to 160 mld dolarów co stanowi 3,67 % japońskiego produktu krajowego brutto. Także pod względem ilości rejestrowanych patentów Japonia ustępuje jedynie największym gospodarkom. Według Światowej Organizacji Własności Intelektualnej w 2011 roku Japończycy uzyskali 342.610 patentów co plasuje ich zaraz za Amerykanami (503.582) i Chińczykami (526.412 patentów). Tak długo jak w Europie i Stanach Zjednoczonych utrzymywać będzie się recesja gospodarcza Japonia może liczyć także na większe zainteresowanie zagranicznych inwestorów. Szukając bezpiecznej przystani dla swoich pieniędzy mogą oni np. poprzez wykup papierów dłużnych, dostarczyć firmom japońskim kapitału potrzebnego do rozwoju.

Szansą dla japońskich firm z branży elektronicznej  może być także rezygnacja z niedochodowych inwestycji i koncentracja na nowo powstających branżach. Wraz z rozwojem Internetu powstają nowe nienasycone jeszcze rynki usług takich jak np. cloud computing czy cloud gaming. Sony w ubiegłym roku odkupił od Amerykanów właśnie taką platformę do grania w gry wideo w chmurze. Powodzenie tego posunięcia zachęci być może inne firmy do zaangażowania w tego typu usługi. Przyszłościowe wydają się także rynki opieki zdrowotnej i energetyki niekonwencjonalnej, na których japońskie firmy także mają już pewne dokonania. Starzejące się społeczeństwa na całym świecie coraz bardziej będą potrzebować ułatwiających im życie urządzeń medycznych. Odchodzącej od energetyki węglowej Europie potrzebne będą natomiast nowe rozwiązania w dziedzinie pozyskiwania energii. Pierwsze kroki ku zaangażowaniu japońskich firm w tym sektorze na naszym kontynencie zostały już poczynione. 16 czerwca premier Japonii Shinzo Abe weźmie udział w spotkaniu szefów państw Grupy Wyszehradzkiej, na którym promował będzie japoński przemysł atomowy. Japonia już posiada duże szanse na wygranie zamówienia na budowę elektrowni jądrowej w Czechach – w pierwszej rundzie konkursowej najwyższe oceny uzyskała oferta złożona właśnie przez japońską Toshibę.

Wnioski:

  1. Największe japońskie firmy z branży elektroniki użytkowej takie jak Sharp, Panasonic i Sony, przespały okres zmian na rynku i wzrostu zagranicznych konkurentów.
  2. Za główne przyczyny ich słabej sytuacji finansowej można uznać: mniejszą innowacyjność w ostatnich latach spowodowaną sukcesywnym cięciem wydatków na badania i rozwój a także błędy marketingowe w tym niedopasowanie produktów do potrzeb klienta. Odbiła się na nich także ogólna stagnacja japońskiej gospodarki i błędy polityki finansowej kolejnych rządów.
  3. Przykładem postępowania dla japońskich gigantów elektroniki mogą być mniejsze rodzime firmy, które odnoszą sukcesy dzięki koncentracji na węższej kategorii dochodowych produktów, w których wytwarzaniu mają realną przewagę nad konkurentami z zagranicy.
  4. Szansą dla japońskich firm jest także otwarcie się na rynki państw rozwijających się, jednak i tam czeka je ostra rywalizacja głównie z firmami koreańskimi i chińskimi.
  5. Japonia posiada bogate zaplecze naukowe i wysoko wykwalifikowanych pracowników, którzy w połączeniu z systemem zarządzania nastawionym na promocję innowacyjności i stanowczych posunięć biznesowych mogli by pobudzić dynamikę japońskiego sektora elektroniki użytkowej.
  6. Na horyzoncie pojawiają się także nowe dziedziny produktów i usług, w których Japoński przemysł elektroniczny mógłby odnieść sukces dzięki rozwojowi posiadanego już doświadczenia.


----------------------
Opracowali: Patrycja Bandurowicz, Krzysztof Cyrulski, Paulina Dobrosz, Sebastian Dobrowolski, Maciej Frątczak, Martyna Jeżewska, Karolina Piekart, Marta Sobieraj (III rok, studia pierwszego stopnia).