Translate

piątek, 26 kwietnia 2013

Konflikt o wyspy Spratly i Paracele



Co jakiś czas, na zmianę z sytuacją na sytuacją na Półwyspie Koreańskim, przedstawiane są toczące się spory na Morzu Południowo-chińskim o archipelagi Spratly i Paracele. Są one od lat obszarem zainteresowania państw regionu. Roszczenia co do przynależności wysp wysuwane przez zaangażowane kraje mają charakter geograficzny oraz historyczny. Niewątpliwie przysparza to opinii globalnej wielu
trudności przy identyfikacji konkretnych miejsc, które bardzo często posiadają różne nazwy w językach chińskim, francuskim, angielskim, wietnamskim czy filipińskim. Stwarza to także problemy podczas prób usystematyzowania geograficznego wysp, w skład których wchodzą bardzo często rafy koralowe, zespoły skalne czy mielizny, które z  punktu widzenia prawa międzynarodowego bardzo ciężko przyporządkować.

Krótka historia sporu
Historia przynależności wysp nie jest jednoznaczna. Każde z państw roszczących sobie prawo do obecności na terytorium wysp wysuwa inną argumentacje, bardzo często sprzeczną i kontrastującą z dowodami prezentowanymi przez konkurentów. Pierwsze wzmianki dotyczące Paraceli  i Spratly wg historiografii europejskiej datowane są na lata 1530 i 1537 kiedy łodzie portugalskich ekspedycji pod kierownictwem Alvareza de Diegoz oraz Fernao Mendesa Pinto dotarły w okolice dzisiejszej Zatoki Tonkińskiej.

Według źródeł chińskich, dowody na przynależność Paraceli i Spratly do cesarstwa przypadają na okres od III w. p.n.e. i dotyczą głównie pozostałości artefaktów z czasów dynastii Han i Tang (II i IX w. n.e). Według strony chińskiej pozwala to na stwierdzenie, że tereny te były zamieszkane przez Chińczyków już w starożytności.
Wietnamczycy z kolei przywołują mapy wg. których zarówno Paracele jak i Spartly (a konkretnie wyspy Bai Cat Vang, Hoang Sa, Van Ly, Truong Sa etc.) klasyfikowane były jako część terytorium wietnamskiego. Co (wg Wietnamczyków) potwierdza również obecność rybaków,  którzy od stuleci prowadzili połowy w pobliżu wysp.
Jeśli wziąć jednak pod uwagę znaczące z perspektywy geopolitycznej wydarzenia, aż do XVIII wieku nie dochodziło do szerszych sporów wokół przynależności tych terytoriów. Okres francuskiej kolonizacji Indochin oraz obecność brytyjskich, japońskich, hiszpańskich oraz chińskich statków handlowych doprowadziła do licznych incydentów, które stały się powodem rozmaitych deklaracji politycznych.

W roku 1895 doszło do katastrofy, w wyniku której zatopione zostały jednostki transportujące ładunek miedzi należący do Wielkiej Brytanii. W związku z roszczeniami ubezpieczyciela, który oskarżył stronę chińską o złupienie zatopionego frachtu wystosowano oficjalną notę do rządu w Pekinie. W odpowiedzi na zarzuty, chińskie władze stwierdziły, że są one bezpodstawne ponieważ Paracele nie są częścią terytorium Cesarstwa. Tym samym upadająca dynastia Qing uciekła od kolejnych reparacji.
Lata trzydzieste XX wieku przyniosły znaczący wzrost roszczeń do wspomnianych terytoriów. W 1930 roku Francja uznała oba archipelagi za część terytorium swojego protektoratu,  budząc tym samym jawny sprzeciw strony chińskiej, która nie podjęła jednak żadnych wyraźnych kroków. Podczas II wojny światowej tj. między 1939, a 1945 rokiem archipelagi Spratly i Paraceli zostały inkorporowane przez Cesarstwo Japonii.
Wyspy Spratly trafiły również pod jurysdykcję Republiki Chińskiej na Tajwanie oraz Republiki Filipin angażując w dyskusję nt. przynależności terytorialnej coraz większą ilość państw regionu.

Najistotniejszym z punktu widzenia współczesnych wydarzeń momentem był styczeń 1974 r., w którym władze Republiki Wietnamu zdecydowały się na udostępnienie około 30 wysp wchodzących w skład archipelagu Spratly zachodnim koncernom wydobywczym poszukującym złóż bogatych w ropę naftową. Spotkało się to z bezpośrednim protestem zarówno Chińskiej Republiki Ludowej, jak i Republiki Chińskiej na Tajwanie.
Następstwem napiętej sytuacji, poprzedzonej szeregiem wystąpień i deklaracji politycznych był incydent zbrojny w pobliżu oddalonych o kilkaset kilometrów Paraceli. 19 stycznia na wyspie Duncan Island wojska chińskie rozpoczęły wymianę ognia z siłami Wietnamu Południowego. Po trwającej dwa dni potyczce oddziały wietnamskie zostały zbombardowane i wycofały się na część wysp Spratly dokonując tym samym pierwszej długotrwałej okupacji tego terytorium przez Wietnam. Widać więc, że geograficznie oddalone od siebie archipelagi mają ogromne znaczenie strategiczne dla państw regionu.

Rozwój technologiczny, a tym samym odkrywanie potencjału surowcowego wokół Spratly i Paraceli sprawiło, że zainteresowane państwa podejmowały coraz odważniejsze próby rozszerzenia swoich stref wpływów. Zjednoczenie Wietnamu doprowadziło do ponowienia roszczeń wietnamskich w stosunku do obu archipelagów a w 1978 rząd filipiński, mocą dekretu prezydenta, uznał wyspy Kalayaan (filipińska nazwa wysp Spratly) za część swojego terytorium.
W latach osiemdziesiątych Komisja Gospodarcza ONZ w Azji opublikowała szereg raportów dotyczących wielkości złóż na Morzu Południowochińskim. Spowodowało to reakcje dotychczas niezaangażowanych w spór państw. Brunei oraz Indonezja dokonały rozszerzenia swoich stref ekonomicznych o 200 kilometrów na południe od wysp Spratly.

Obecność zachodnich koncernów wydobywczych doprowadziła do eskalacji konfliktu w latach dziewięćdziesiątych. W 1992 CNOOC (China National Offshore Oil Corporation) oraz amerykański koncern Crestone Energy podpisały wspólny kontrakt na wyłączność praw do wydobywania ropy naftowej na kilku wyspach archipelagu Spratly. Obiektem umowy było jednak terytorium eksploracji firm wietnamskich. Obie strony zażądały zakończenia prac wydobywczych i wycofania się ze spornego terytorium. 

Trzy lata później w odpowiedzi na zajęcie przez Chińską Republikę Ludową części rafy koralowej w filipińskiej strefie wysp Spratly, Manila podjęła decyzję o aresztowaniu chińskich rybaków. Pod koniec lat dziewięćdziesiątych miał miejsce szereg incydentów z udziałem zaangażowanych w spór krajów.  Dopiero w 2002 roku w Phnom Penh doszło do podpisania deklaracji o „Postępowaniu stron na Morzu Południowochińskim”. Zgodnie z nią państwa będące stronami umowy zobowiązały się do rozwiązania konfliktu w sposób pokojowy, bez odwoływania się do użycia siły.
W 2011r. Zgromadzenie Narodowe Wietnamu przyjęło nową ustawę modyfikującą obowiązujące prawo morskie, deklarując tym samym swoją zwierzchność nad Paracelami i Spralty doszło wówczas do zaognienia sporu.

Skąd zainteresowanie wyspami?
Głównym czynnikiem motywującym tak wiele państw do zaangażowania w dyskusję co do przynależności archipelagów jest bogactwo surowców naturalnych w tym przede wszystkim ropy naftowej. Według szacunków Ministerstwa Surowców Naturalnych i Górnictwa Chińskiej Republiki Ludowej zasoby ropy naftowej na obszarze Morza Południowochińskiego sięgają ponad 17 miliardów ton. Wskaźniki amerykańskie podają nieco niższą wartość oscylującą w granicach 28 miliardów baryłek. Region bogaty jest również w gaz ziemny, których zasoby wynoszą około 14 bilionów metrów sześciennych. 

Ropa naftowa i gaz ziemny choć stanowią prawdopodobnie najważniejszy z czynników, nie są jedynym powodem. Warto wspomnieć, że  wyspy znajdują się również na trasach handlowych i szlakach morskich przebiegających przez Morze Południowochińskie oraz Ocean Indyjski. Cieśniny Malakka i Singapur stanowią natomiast najbezpieczniejsze połączenie między akwenami.
Nie należy również zapominać o tym jak istotną rolę w regionie pełni rybołówstwo, które w przypadku niektórych krajów zaspokaja bardzo duży procent ogólnego zapotrzebowania na żywność.

Chińska perspektywa
Kwestia przynależności wysp Spratly i Paraceli jest jedną z nielicznych sytuacji kiedy stanowiska Chińskiej Republiki Ludowej oraz Republiki Chińskiej na Tajwanie są zbieżne. Zarówno Pekin jak i Tajpej wysuwają roszczenia terytorialne argumentując je odwieczną przynależnością obszarów do chińskiej strefy wpływów. Oczywiście w obu przypadkach mamy do czynienia z „jednymi Chinami”, których istota rozumiana jest zgoła odmiennie. Jednakże oficjalne stanowiska oparte są na podobnych przesłankach i dokumentach.

W 1946 roku zorganizowana została ekspedycja, której celem było dotarcie na wyspy Spratly. Żołnierze Republiki Chińskiej wraz z państwowymi urzędnikami wylądowali na największej z wysp archipelagu Taiping, tworząc szczegółowe odwzorowania topograficzne terenu oraz nadając wyspom chińskie nazwy.

W 1947 roku władze prowincji Guangdong opublikowały mapę na której wyspy Spratly i Paracele w całości znajdują się na terytorium Chin. Mapa po dziś dzień jest jednym z dokumentów, który wysuwany jest przez stronę chińską jako bezpośredni dowód na przynależność terytorialną spornych obszarów. Roszczenia Republiki Chińskiej zostały odziedziczone przez ChRL. Premier Zhou Enlai w swoich wystąpieniach ponowił chęć dążenia Chińskiej Republiki Ludowej do całkowitej kontroli nad wyspami. Według niektórych badaczy kwestia przynależności Spratly i Paraceli doskonale wpisywała się w późniejszą strategie Mao. Miała ona na celu wykorzystanie amerykańskiego zaangażowania w wojnę w Wietnamie i przejęcie kontroli nad coraz większą ilością wysp Morza Południowochińskiego, docelowo aż do Cieśniny Malakka. 

Działania kolejnych generacji przywódców skupiają się przede wszystkim na konsekwentnej ekspansji przy wykorzystaniu chińskiej przewagi militarnej i gospodarczej. Chińska Republika Ludowa zaangażowana jest przy tym w negocjacje dwustronne z każdym z państw. Kwestia rozwiązania sporu oraz roszczeń w stosunku do wysp na Morzu Południowochińskim zajmuje bardzo istotne miejsce w chińskiej polityce zagranicznej. Choć w narracji partyjnej wciąż nie jest problemem tej samej rangi co Tybet czy kwestia zjednoczenia z Tajwanem (w anglojęzycznym artykule agencji prasowej Xinhua pojawiło się określenie o „żywotnym interesie Chin” w odniesieniu do kwestii Spratly i Paraceli) to wciąż pozostaje jednym z kluczowych zagadnień bezpieczeństwa energetycznego ChRL oraz polityki zagranicznej w regionie Morza Południowochińskiego.

Niektórzy specjaliści są zdania, że strategia ChRL wobec sytuacji na Morzu Południowochińskim może być podzielona zasadniczo na dwie fazy. Pierwsza z nich to opóźnianie konfrontacji. Czyli działanie polegające na nie eskalowaniu konfliktu i utrzymywaniu status quo do czasu w którym dysponuje się potencjałem zwiększającym znacznie możliwości negocjacyjne. Taktyka ta bardzo przypomina filozofie „trzymania głowy nisko i cichego budowania siły” Deng Xiaopinga. Konsekwentne zwiększanie aktywności floty w regionie, budowanie potencjału militarnego oraz postępująca obecność innych państw sprawiły, że Chiny weszły w nową fazę w której pasywna strategia negocjacji bilateralnych zamiast wyciszać konflikt prowadzi do jego eskalacji. Chiny powinny więc zacząć poszukiwanie rozwiązania, które zaangażowałoby zainteresowane państwa otwierając tym samym możliwość negocjacji multilateralnych i wyjście z obecnego impasu. Bądź też podjąć radykalne środki zmierzające do bezpośredniej konfrontacji. Jednak według Taylora Fravela byłoby to możliwe tylko w wypadku gdy korzyści materialne osiągnięte z eksploatacji złóż przewyższyłyby koszty jakie niesie ze sobą potencjalny konflikt.

Wnioski.

  1. Rozwój gospodarczy oraz postęp technologiczny w dziedzinie pozyskiwania surowców powoduje wzrost zainteresowania wydobyciem, tym samym inicjuje wzrost napięcia w rejonie Morza Południowochińskiego.
  2. Ekspansja chińska jest elementem budowania strategii „Third island” oraz szansą na zwiększenie swojej obecności na Morzu Południowochińskim co może prowadzić do równoważenia amerykańskiego „pivot to Asia”.
  3. Przynależność terytorialna wysp na Morzu Południowochińskim staje się coraz istotniejszym elementem polityki zagranicznej Chin. O zmianie świadczy modyfikacja języka w odniesieniu do kwestii Paraceli i Spratly, które coraz częściej określane są mianem „żywotnego interesu” (核心利益) Chin. Oficjalne źródła zaprzeczają jakoby takie sformułowanie zostało użyte przez któregoś z urzędników państwowych.

 -------------------
Opr. Marcin Ambroziewicz (II rok, studia stacjonarne, specjalność orientalna)



czwartek, 18 kwietnia 2013

„Szara rzeczywistość” wojsk lotniczych Indii



Wojska lotnicze Indii są jednym z najliczniejszych tego typu komponentów wojskowych w całej Azji. Według szacunków fachowego portalu lotniczego Flightglobal, New Delhi dysponuje ok. 1 600 wojskowymi statkami powietrznymi różnych typów. Większość z nich, co naturalne, stanowią samoloty bojowe, w tym m.in.: Su-30MKI, Mirage 2000H, MiG-29/27/21 oraz Jaguar M/S.

Paradoksalnie jednak, pomimo tak licznego wyposażenia bojowego, potencjał operacyjny indyjskich sił powietrznych pozostaje relatywnie mały w stosunku do jego teoretycznej wartości. Dzieje się tak ze względu na szereg problemów, które trapią ten komponent sił zbrojnych. Częściowo wynikają one z wypadków losowych, jeszcze częściej są jednak pochodną wieloletnich zaniedbań planistycznych oraz błędów organizacyjnych władz w New Delhi.
Ten stan rzeczy wpływa z kolei negatywnie zarówno na potencjał obronny państwa, jak i możliwości realizowania przez niego linii politycznej obranej względem pozostałych państw regionu, w tym tak istotnych z punktu widzenia New Delhi, jak ChRL, czy Pakistan.
Komentarz:
Rzeczywisty potencjał operacyjny indyjskich wojsk lotniczych odróżnia się od tego teoretycznego z kilku powodów:
- przestarzałość technologiczna większości typów indyjskich samolotów bojowych, wynikająca m.in. z braku realizacji wymaganych programów modernizacyjnych,
-zły stan techniczny dużej liczby maszyn, będący konsekwencją braku przeprowadzonych remontów (bądź też ich kiepską realizacją), czy też np. złą jakością instalowanych części zamiennych (częste przypadki montowania używanych zamienników zamiast oryginalnych części, księgując jednocześnie wyższe koszta usług),
- złe wyszkolenie pilotów wojskowych, wynikające m.in. z: braku odpowiednich systemów szkolenia, czy też bazy materiałowej do realizacji tego typu działań (o tym w dalszej części tekstu). Sytuacja w tym kontekście stała się na tyle krytyczna, że New Delhi zdecydowało się nawet na „wypożyczenie” grupy wojskowych prywatnym przedsiębiorstwom lotniczym, jako tańszej siły roboczej (niż komercyjni piloci), co jednocześnie miałoby pomóc żołnierzom w podnoszeniu/utrwalaniu umiejętności pilotażu (duża krytyka ze strony środowiska eksperckiego, bazująca m.in. na wyraźnych i oczywistych różnicach w operowaniu pasażerskimi statkami powietrznymi, a samolotami wojskowymi/bojowymi).
- dużym problemem pozostaje również realizacja licznych (choć nie zawsze udanych) programów zakupu nowego wyposażenia wojsk lotniczych. Często jest to wynikiem kompromitującego wręcz braku zdecydowania indyjskich elit politycznych i będących tego konsekwencją: zmian wymagań technicznych planowanego do nabycia systemu bojowego, koniecznością anulowania i rozpisania na nowo przetargów, czy też całkowitego porzucenia wcześniejszych planów. Na tym tle wyróżnia się trzy zasadnicze kwestie, które wyraźnie komplikują całościowy proces decyzyjny:
czy planowane do nabycia systemy bojowe mają pochodzić od producentów krajowych; czy zagranicznych? jeżeli do zagranicznych, to od kogo: producenci ze Wschodu (Rosja), czy z Zachodu (USA, państwa europejskie)?; czy montaż danych systemów bojowych ma być realizowany: w kraju producenta, w Indiach, pół-na-pół?

Przedstawione powyżej pytania nieustannie generują szereg dodatkowych problemów, związanych z takimi kwestiami jak:
- montaż/zakup pożądanych systemów bojowych w kraju jest trudny do realizacji ze względu na: zacofanie technologiczne rodzimych przedsiębiorstw, złe doświadczenie z dotychczasowych wieloletnich programów rozwojowych, które nie przynoszą spodziewanych rezultatów, za to generują dodatkowe koszta finansowe oraz kompromitują władze centralne na arenie krajowej i międzynarodowej (zwłaszcza w kontekście państw regionalnych),
- opcja zakupu systemów bojowych od dostawców zagranicznych jest trudna do realizacji, przede wszystkim ze względu na dużą liczbę potencjalnych oferentów, powodujących wydłużenie procesu decyzyjnego/oceny przedłożonych ofert/ich porównania/podjęcia ostatecznej decyzji/etc.
- dodatkowo prowadzi to do sytuacji, w której poszczególne typy indyjskich samolotów wojskowych pochodzą od różnych producentów. Powoduje to trudności związane m.in. z unifikacją łańcucha dostaw części zmiennych oraz kosztów wsparcia technicznego maszyn, komplikuje procedury związane z utrzymaniem samolotów w wymaganym stanie technicznych, a także ewentualne prace remontowe realizowane przez same wojska lotnicze. Do tego dochodzą problemy w standaryzacji przenoszonego przez samoloty uzbrojenia (maszyny różnych producentów przystosowywane są do przenoszenia odmiennych rodzajów uzbrojenia, co generuje koszta związane z ich zakupem – brak korzyści efektu skali), a także współpracą operacyjną poszczególnych maszyn na polu walki
- w przypadku dostawców zagranicznych problemem pozostają też takie kwestie jak negocjacje warunków planowanego do zawarcia porozumienia (zwłaszcza w kontekście miejsca montażu zakupywanych systemów bojowych, kosztów jednostkowych maszyn, szczegółów wsparcia technicznego oraz logistycznego ze strony producenta). To prowadzi do sytuacji, w której rozmowy z sprawie warunków planowanego kontraktu nieustannie się przedłużają, a zakup potrzebnych systemów bojowych jest odkładany w czasie (często wręcz anulowany).
- istotną kwestią pozostaje również zbyt duża liczba grup interesów, prezentujących odmienne wizje realizacji programów zakupu nowych samolotów wojskowych, czy też modernizacji obecnie wykorzystywanego uzbrojenia. W tym przypadku podstawowy podział przebiega pomiędzy podmiotami (zarówno w kręgach władzy cywilnej jak i wojskowej) preferującymi zakup krajowych lub zagranicznych systemów bojowych (w żadnym z tych wypadków nie można naturalnie wykluczyć wątku korupcyjnego, motywującego je do faworyzowania jednego z podanych rozwiązań). Innym przykładem jest np. kwestia miejsca realizacji prac montażowych/modernizacyjnych (w kraju, czy za granicą) oraz konkretnych podmiotów (przedsiębiorstw) mających podjąć się tychże zadań,
- owa mozaika preferowanych rozwiązań biznesowych dodatkowo utrudnia proces decyzyjny na szczeblu centralnym, wydłużając (a często wręcz uniemożliwiając) zakup nowego uzbrojenia, czy też modernizacji/remontu tego obecnie wykorzystywanego.
- problemem w różnicy pomiędzy rzeczywistym i teoretycznym potencjałem wojsk lotniczych Indii jest też (zbyt) duża liczba zdań operacyjnych przypisywanych temu komponentowi sił zbrojnych. Są one bowiem angażowane do działań związanych z dozorem przestrzeni powietrznej państwa (zwłaszcza w kontekście stref przygranicznych z pobliżu ChRL i Pakistanu), eliminacją zagrożenia powietrznego na czas wojny (pełnowymiarowe działania bojowe) jak i pokoju (np. w przypadku omyłkowego/celowego wtargnięcia pojedynczego statku powietrznego na obszar indyjskiej przestrzeni powietrznej), patrolowania przestrzeni powietrznej na terenie obszarów zamorskich (Archipelag Andamanów i Nikobarów), wsparcia operacyjnego jednostek lądowych i morskich w różnych scenariuszach zaangażowania bojowego, szkolenia przyszył załóg pilotów oraz otrzymania umiejętności pilotażu obecnej kadry. 

By nie być gołosłownym należy przytoczyć kilka przykładów potwierdzających przedstawione powyżej tezy:
HAL Tejas. Program rozwoju konstrukcji lekkiego indyjskiego myśliwca wielozadaniowego liczy już sobie 30 lat. Jego owocem jest właśnie HAL Tejas. W chwili obecnej realizowana jest seria testów powietrznych myśliwca, poprzedzających jego wdrożenie do struktury indyjskich wojsk lotniczych. Status wstępnej gotowości bojowej (Initial Operating Capability) maszyna uzyskała jeszcze w 2011. Błędy techniczne wykryte w trakcie certyfikacji maszyny do standardu pełnej gotowości operacyjnej (Full/Final Operational Capability) spowodowały cofnięcie tej decyzji oraz wymusiły na producencie, koncernie Hindustan Aeronautics Limited, kontynuację programu testowego.
Według obecnego terminarza Tejas ma uzyskać IOC do końca bieżącego roku, a w przeciągu następnych 2 lat zostanie mu nadany status FOC. Teoretycznie powinno to otworzyć drogę do seryjnego zakupu myśliwców przez wojska lotnicze (planowana liczba to ok. 300 egzemplarzy, w tym co najmniej 40 w wersji pokładowej/morskiej). Nie ma jednak pewności, że do tego dojdzie. Część środowiska eksperckiego obawia się bowiem wykrycia kolejnych błędów konstrukcyjnych maszyny, po raz kolejnych przesuwających w czasie finalizację procesu jej wdrożenia do służby.
Przeciąganie się działań związanych z nadaniem Tejasom IOC i FOC oraz wprowadzanie do całości konstrukcji coraz to nowych modyfikacji (wynikających ze zmieniających się z czasem wymagań operacyjnych/jakościowych ze strony New Delhi – duży problem w tego typu sytuacjach) generuje wzrost kosztów całkowitych programu. W chwili obecnej szacuje się, że będzie on kosztował co najmniej 2,5 mld USD. Kwota ta, naturalnie, nie musi być ostateczna.
Rafale. W styczniu 2012 wojska lotnicze Indii ogłosiły zwycięzcę przetargu na dostawę 126 myśliwców wielozadaniowych (wartość: 10-12 mld USD). Wygrał w nim myśliwiec Rafale produkcji francuskiego koncernu Dassault Aviation. W ostatniej fazie przetargu w polu pozostawił Eurofighter Typhoon oferowany przez konsorcjum Eurofighter GmbH (skład: EADS, BAE Systems, Alenia Aeronautica).
Według pierwszych zapowiedzi New Delhi, negocjacje szczegółów kontraktu ze stroną francuską miały potrwać kilka miesięcy i zakończyć się jeszcze w 2012. Tak się jednak nie stało, a finalizacja rozmów z Francuzami planowana jest obecnie na – co najmniej – jesień/końcówkę 2013. Problemem są nie tyle względy finansowe (nie licząc kwestii ograniczenia indyjskiego budżetu obronnego na rok fiskalny 2013/2014), co szczegóły techniczne porozumienia. Podstawową kwestią sporną pozostaje lokalizacja i wykonawca montażu myśliwców.
Według wstępnego porozumienia, pierwszą partię 18 samolotów zmontują Francuzi. Pozostałe mają powstać na terenie zakładów HAL w Indiach. Ma to z jednej strony pozwolić Indiom na nabycie niezbędnego doświadczenia (montaż „francuskich” maszyn obserwować mają inżynierowi z HAL). Z drugiej zaś, umożliwi to szybkie rozpoczęcie programu szkolenia przyszłych załóg pilotów, którzy kształcić będą się na egzemplarzach dostarczonych z Francji.
Niewiadomą pozostają jednak szczegóły montażu pozostały 108 Rafale. Dassault Aviation krytycznie ocenia bowiem potencjał technologiczny HAL, który zdaniem Francuzów jest niewystarczający aby zapewnić ciągłość i odpowiednie tempo montażu. Problemem pozostaje również kwestia wybrania poddostawców/podwykonawców w całym procesie. Indie chcą, aby większość tej grupy tworzyły przedsiębiorstwa indyjskie, na co do końca zgodzić nie chcą się Francuzi. Jest to związane z koniecznością dokonania tzw. transferu technologii (a więc przekazania stronie indyjskiej dokumentacji technicznej niezbędnej do montaży myśliwców), będącego jednym z kluczowych warunków zakończonego ponad rok temu przetargu.
Transfer ten dotyczy zarówno rozwiązań technicznych opracowanych przez samo Dassault Aviation, jak i podwykonawców pracujących bezpośrednio na zlecenie Francuzów. Ci drudzy nie chcą zgodzić się na przekazanie danych dotyczących własnych osiągnięć technologicznych Indiom. Obawiają się bowiem wynikającego z tego tytułu wzrostu konkurencyjności indyjskich przedsiębiorstw na rynkach międzynarodowych.
Kwestią dyskusyjną pozostaje również to, kto ma odpowiadać za całościową realizację programu montażu i wdrażania do służby Rafale. New Delhi stoi na stanowisku, że podmiotem tym powinno być Dassault Aviation. Francuzi nie chcą jednak brać odpowiedzialności za montaż 108 myśliwców, realizowany przez – ich zdaniem niekompetentny/nieprzystosowany do tego – HAL.
Powyższe problemy negocjacyjne (których notabene jest znacznie więcej) doprowadziły do przeciągnięcia się w czasie rozmów pomiędzy New Delhi i producentem Rafale. To z kolei wyraźnie opóźnia terminarz wprowadzenia do służby nowych samolotów, zmuszając wojska lotnicze do operowania na aktualnie dysponowanych maszynach, których stan techniczny, czy technologiczne przystosowanie do wymagań współczesnego pola walki pozostawiają wiele do życzenia.
BAE Hawk. Podstawowym narzędziem szkolenia indyjskich pilotów jest (ma być) samolot szkolno-bojowy BAE Hawk Mk-132. Docelowo Indie zamierzają wprowadzi do służby ponad 140 tego typu maszyn (aktualnie dysponują kilkudziesięcioma egzemplarzami). Maszyny te mają zastąpić eksploatowane do tej pory HPT-32 i HJT-36 Kirjan MkII.
Według niedawnych relacji indyjskich mediów powołujących się na źródła w resorcie obrony, mniej więcej połowa z Hawków nie jest obecnie eksploatowana. Tym samym nie są one włączone w proces szkolenia przyszłych kadr pilotów, jednocześnie znacznie go komplikując. Powodem tego stanu rzeczy jest brak części zamiennych, który uniemożliwia przywrócenie samolotów do odpowiedniego stanu technicznego, umożliwiającego realizowanie przez nie przypisywanych im zdań.
 

---------
Mat. opr. mgr Michał Jarocki. Doktorant Polskiej Akademii Nauk i ekspert ds. bezpieczeństwa międzynarodowego. Jako analityk Fundacji Amicus Europae oraz Instytutu Jagiellońskiego od kilku lat śledzi proces transformacji systemu bezpieczeństwa w regionie Azji, ze szczególnym uwzględnieniem aspektu morskiego w postaci Oceanu Indyjskiego i Pacyfiku.


sobota, 13 kwietnia 2013

Determinanty współpracy gospodarczej z Birmą



Mimo nieustającego konfliktu wewnętrznego, braku struktur demokratycznych Birma z uwagi na bogate zaplecze surowcowe, niskie koszty pracy oraz próby reform stanowi cel misji gospodarczych większości potęg gospodarczych świata. Wydawało się, że i Polska będzie mogła skorzystać na zmianach zachodzących w Birmie. Jednak po początkowym zaangażowaniu w tym kraju polska dyplomacja wycofała się, a także skreśliła Birmę z listy krajów otrzymujących polską pomoc rozwojową. Czy zatem w obliczu niepokojów związanych z konfliktem na tle etnicznym i religijnym decyzja ta była słuszna? Czy Birma mogłaby stanowić jednak pole aktywniejszego polskiego zaangażowania zarówno politycznego, jak i gospodarczego? Aby odpowiedzieć na te pytania należy zastanowić się na ile niestabilne otoczenie polityczne i wewnętrzne ma wpływ na możliwość rozwinięcia z Birmą współpracy dwustronnej.
Tło historyczne
Jak wiele państw regionu, Birma ma niezwykle bogatą historię. Wyłaniają się z niej nie tylko zdarzenia, które zdefiniowały społeczeństwo i politykę państwa, ale również postacie, które dla obecnego procesu demokratyzacji kraju są kluczowe.Już samo ustalenie nazwy tego południowoazjatyckiego państwa jest problematyczne. Po 1989 roku reżim zaczął forsować zmianę nazwy państwa na Myanmar. Decyzja ta, uzasadniana jest głównie rzekomym związkiem „Birmy" z okresem kolonialnym oraz stosunkiem do mniejszości etnicznych. „Birma" jednak jest poniekąd efektem końcowym ewolucji słowa „Myanmar” - które określało zamieszkujących tereny niziny Paganu, pierwotnych mieszkańców kraju i nie jest jak twierdzi reżim uznawana w Birmie za obraźliwą i odnoszącą się jedynie do rodowitych Birmańczyków. Zmianę nazwy można odczytać w kontekście próby odwrócenia uwagi od wydarzeń z roku 1988, oraz utrudnienia dostępu do informacji, zagranicznym obserwatorom. Zgodnie z wytycznymi, którymi kieruje się opozycja, zadecydowano, że przy tworzeniu tej notatki użyta zostanie jedyna, powszechnie zaakceptowana nazwa tego terytorium tj. Birma.

Duże zróżnicowanie etniczne państwa wpłynęło na losy państwa, które było areną lokalnych walk przez kilka wieków swojego istnienia. Historia nowożytna przyniosła przejęcie władzy nad Birmą przez Wielką Brytanię, która włączyła tereny kraj w skład Indii Brytyjskich. Począwszy od uzyskania przez Birmę niepodległości, po odzyskaniu jej z rąk Japończyków w roku 1945, kiedy to na czele Birmańskiej Armii Narodowej stanął Aung San. Był on również odpowiedzialny za podpisanie wraz z premierem Wielkiej Brytanii Clementem Attlee układu, na mocy którego w styczniu 1948 Birma uzyskuje faktyczną niepodległość. W ten nowy dla historii kraju okres Birma wkroczyła, jako jedno z najbogatszych państw Azji Południowo-Wschodniej. Była również jednym z nielicznych państw, z demokratycznym, federalnym ustrojem, dającym pewien stopień autonomii mniejszościom etnicznym.

Oba wyżej wymienione elementy, które jak można by uznać były źródłem przewagi Birmy nad resztą regionu, z czasem zniknęły. Krajem w wyniku rewolucji z roku 1962 roku, rządzić zaczęła junta wojskowa z generałem Ne Winem na czele, a gospodarka popadała w coraz większy marazm, a w 1987 r. Birmę ogłoszono państwem-bankrutem. Generał Ne Win, w ciągu kilkunastu lat swoich rządów doprowadził do wzrostu nastrojów nacjonalistycznych wewnątrz państwa, izolacji kraju na arenie międzynarodowej, jak również pacyfikacji swoich podwładnych. Wydarzenia z sierpnia 1988 r,, kiedy to o sytuacji w kraju usłyszała światowa opinia publiczna, a w wyniku, których zginęło kilka tysięcy ludzi, wyłoniły nową siłę polityczną tj. Narodową Ligę na Rzecz Demokracji, z Aung San Suu Kyi – córką bohatera narodowego Aung Sana na czele.  Za zwiastun nadchodzących przemian, uznać już wtedy można było wybory do parlamentu w 1990 r. To właśnie partia, której przewodziła noblistka zdobyła ponad 80% wszystkich głosów. Wtedy jednak została wtrącona do aresztu domowego, a rządzący krajem wojskowi uznali wynik wyborów za nieważny.
Etniczna beczka prochu
Birma jest jednym z najbardziej zróżnicowanych etnicznie państw na świecie, a na pewno najbardziej zróżnicowanym w Azji Południowo-Wschodniej. Wśród mieszkańców kraju znajduje się aż 135 oficjalnie uznawanych przez birmański rząd mniejszości etnicznych. Najważniejsze z tych mniejszości to: Kaczinowie, Szanowie, Karenowie, Rakhinowie, Kajowie, Czinowie i Monowie. Walki wewnętrzne w Birmie trwają od 1948 r. i konflikt ten bywa nazywany najdłuższą wojną domową w nowożytnej historii. 

Armia Niepodległego Kaczinu (KachinIndependenceArmy) jest największą siłą zbrojną wśród mniejszości etnicznych i operuje na terenach zamieszkiwanych przez lud Kaczinów, w pobliżu granicy z Chińską Republiką Ludową. Walczy ona z siłami rządowymi od 1961 r. kiedy po przewrocie Ne Wina ograniczono autonomię prowincji. Od 1994 r. trwało zawieszenie broni, jednak Kaczinowie nie mogli przyjąć warunków przedstawionych przez juntę, która zamierzała wcielić ich siły zbrojne do armii rządowej. Konflikt wybuchł na nowo w 2010 r. i od tego czasu trwają walki między KIA a wojskami rządowymi. Szczególnie śmiercionośne są prowadzone przez siły powietrzne naloty. Między 2011 a 2012 r. konflikt w stanie Kaczin zmusił do opuszczenia miejsca swojego zamieszkania między 35 a 75 tysięcy osób, a jego wyniku poniosły śmierć setki osób. Prowadzenie działań zbrojnych na terenach zamieszkiwanych przez Kaczinów podważa zdolność birmańskiego przywództwa do kontrolowania armii rządowej. Armia wciąż pozostaje w Birmie liczącym się uczestnikiem życia politycznego, i ma wielki wpływ na wewnętrzne przemiany w kraju. Posiada również duże wpływy w gospodarce w postaci udziałów w spółkach kontrolujących najważniejsze sektory takie jak energetykę czy wydobycie surowców naturalnych.

Inny rodzaj konfliktu ma miejsce w stanie Arakan, który zamieszkują przedstawiciele nieuznawanej oficjalnie mniejszości Rohingya, która wyznaje Islam. Lokalne przypadki przemocy zamieniły się w 2012 roku w ogólnokrajowy problem, a wyznająca buddyzm większość mieszkańców stanu dopuściła się m.in. podpalenia części miasta zamieszkiwanego przez muzułmańską mniejszość, oraz licznych zniszczeń meczetów. Konflikt zaczął na początku 2013 roku rozlewać się na dalszą część kraju skutkując kolejnymi podpaleniami, co doprowadziło do wprowadzenia stanu wyjątkowego. Dużym problemem są także uchodźcy, którzy z powodu prześladowań decydują się na opuszczenie kraju na łodziach i barkach. Nowa fala tzw. „boatpeople” udaje się z Birmy najczęściej do Tajlandii, powodując napięcia w stosunkach dwustronnych, które praktycznie od zawsze były kruche. 

Konflikt na tle etnicznym oraz religijnym zagraża kruchemu procesowi przemian demokratycznych w kraju. Z tego punktu widzenia proces ten swoim zasięgiem nie objął przedstawicieli mniejszości etnicznych zamieszkujących kraj, które z duchem Porozumienia z Panglong z 1947 roku mają nadzieję na federacyjny model państwa z szeroką autonomią. Opozycyjna Narodowa Liga na Rzecz Demokracji nie posiada programu politycznego, który mógłby zapewnić mniejszościom etnicznym odpowiednią pozycję w państwie. Również większość działaczy NLD etnicznie należy do grupy Birmańczyków (stanowią większość bo ok. 66 proc. składu etnicznego państwa).
Szafranowa rewolucja zmienia kraj
Kamieniem milowym w kształtowaniu się wizerunku Birmy na arenie międzynarodowej oraz sytuacji wewnętrznej w kraju było przyznanie Aung San Suu Kyi Pokojowej Nagrody Nobla rok po nieuznanych przez władzę wyborach, tj. w 1991. Główna działaczka opozycji była jednak odizolowana od władzy i wszelkich działań politycznych - pozostając w areszcie domowym.

Zmiany władzy nie niosły ze sobą perspektyw rozkwitu demokracji. Wybrany na lidera Rady Przywrócenia Ładu i Porządku, premiera oraz ministra obrony Than Shwe, który sprawował de facto funkcję głowy państwa (z krótką przerwą) do 2011 r., nie był zwolennikiem reform i dialogu z opozycją. Wręcz przeciwnie, jego rządom niejednokrotnie zarzucano dyktatorski charakter i nieposzanowanie praw człowieka. Raz po raz z więzień zostają wypuszczani aktywiści, lecz działania te władza podejmuje kierowana raczej presją otoczenia międzynarodowego, niż chęcią zmian wewnątrz kraju. Nadzieję na liberalizację wzbudził mianowany na premiera w 2003 r.KhinNyunt, który był skłonny rozmawiać z aktywistami i zaproponował zwołanie posiedzenia, które miałoby obradować nad szkicem nowej konstytucji jako „mapy drogowej do demokracji”. Projekt ten nie cieszył się jednak uznaniem ani opozycji, ani zagranicznego otoczenia, gdyż nie tylko przewidywał permanentny udział armii we władzy, ale nie miał nawet ram czasowych. Niemniej jednak, władzom Rady nie podobały się wizje KhinNyunta i po „zezwoleniu na odejście na emeryturę z powodów zdrowotnych”, władze ponownie przejął Than Shwe.

Falę zamieszek w 2007 r.zaczęły publiczne demonstracje niezadowolenia z podwyżek cen paliwa, które z czasem, pod przywództwem mnichów buddyjskich, zmieniły się w krwawo tłumione anty-rządowe protesty, zwane „szafranową rewolucją”. W 2008 r. rząd ogłosił nową konstytucję, która przeznaczała 1/4 miejsc w parlamencie dla wojska, utrwalając tym samym pierwszoplanową rolę armii w polityce. Co więcej, trzy najważniejsze stanowiska ministerialne- spraw wewnętrznych, zagranicznych oraz obrony narodowej, miały być objęte przez generałów na służbie. Referendum w sprawie tejże konstytucji odbywało się pośród kryzysu humanitarnego spowodowanego cyklonem Nagris, który nawiedził kraj, powodując ogromne zniszczenia. Rząd twierdził, że 92% ludności poparło projekt konstytucji, zapewniając jednocześnie, że ze skutkami katastrofy poradzi sobie bez pomocy z zewnątrz.

W 2010 r.  odbyły się wybory, które zostały powszechnie potępione jako pozorowane, oficjalnie jednak, wspierana przez wojsko Unia Solidarności i Rozwoju odniosła „spektakularne zwycięstwo”. Na prezydenta został zaprzysiężony Thein Sein, pierwszy cywil na tym stanowisku. Od tego czasu w Birmie zaczynamy dostrzegać zmiany takie jak: nowe przepisy pozwalające na istnienie związków zawodowych, pokojowe demonstracje, zwolnienia więźniów politycznych czy złagodzenie cenzury. 

Kandydaci Narodowej Ligi dla Demokracji odnoszą zwycięstwo w wyborach uzupełniających z kwietnia 2012 r., gdy opozycja zdobywa prawie wszystkie mandaty - 43 z 45, a jej liderka może objąć miejsce w krajowym parlamencie. Wydarzeniem z ostatnich dni było pojawienie się Aung San Suu Kyi u boku prezydenta podczas oficjalnych obchodów Dnia Sił Zbrojnych (27.03.2013), co jednoznacznie odzwierciedla proces podjęcia dialogu opozycji z władzą.
Otoczenie międzynarodowe wobec zachodzących przemian
Należy podkreślić strategiczne znaczenie Birmy dla chińsko-amerykańskiej rywalizacji o wpływy w regionie. Zniesienie sankcji oraz napływ inwestycji Stany Zjednoczone tłumaczą wsparciem dla demokracji i reform, jednak najważniejszą przesłanką zaangażowania USA jest chęć równoważenia silnych wpływów Chin, które przez wiele lat izolacji Birmy przez społeczność międzynarodową były całkowicie pozbawione konkurencji w regionie. Krytycy kwestionują motywy tak wczesnej wizyty prezydenta Obamy w Birmie wskazując, że może być ona sygnałem dla generałów, że już osiągnęli swój cel, mimo że wiele reform nie zostało wdrożonych.

Birma potrzebuje USA, by wyzwolić się ze zbyt daleko idącej dominacji ChRL oraz poprawić swoją pozycję na arenie międzynarodowej i zdywersyfikować kontakty.Dodatkowo chińskaaktywnośćw Birmie prowadzi do równoważnia wpływów Indii. Dalsza zatem polityka Chin, co łatwo sobie można wyobrazić, zakłada podtrzymywaniebudowania strategicznych relacji z Birmą. Te zaś zapewniąChRL wsparcie w ramach ASEAN, korzystne kontrakty i inwestycje, a przede wszystkim dostęp do Oceanu Indyjskiego, co umożliwiałoby im transport surowców z Afryki z ominięciem cieśniny Malakka, gdyby ta została w razie konfliktu z USA zablokowana. Stąd też w interesie Chin leży utrzymywanie status quo, a więcnie doprowadzeniedo eskalacji konfliktui choć być może pozorne próby mediacji między walczącymi stronami. Przykładem tego mogą być rozpoczęte w lutym tego roku .negocjacje z rebeliantami ze stanu Kaczin w mieście Ruili (prowincja Yunnan) znajdującym się na terenie Chin. Fakt ten wskazuje, że Chińska Republika Ludowa może odegrać rolę pośrednika w procesie pokojowym na północy kraju. 

Należy nadmienić, że to właśnie Chiny, ze wszystkich państw otaczających Birmę, mają najlepszy do niej dostęp, właśnie poprzez prowincję Yunnan. Bliskie związki z birmańską ludnością, znacząca mniejszość chińska zamieszkująca, zdecydowaną powierzchnię państwa jak i fakt wcześniejszego zaangażowania gospodarczego są dodatkowymi atutami. Mimo tej znaczącej jak mogłoby się wydawać przewagi nad resztą graniczących z Birmą państw, jeszcze w 2009 roku, analizy kontaktów Birma – Chiny wskazywały na to, że nawet silne chińskie spółki mogą mieć problem z odnalezieniem się na trudnym, wysoce znacjonalizowanym i niestabilnym birmańskim rynku.

Wśród zachodnich organizacji pojawiają się głosy krytyki wobec opozycyjnej przywódczyni, Aung San Suu Kyi z powodu jej milczenia w sprawie łamania praw człowieka przedstawicieli mniejszości etnicznych, a także rzekomego pójścia na kompromis z przedstawicielami dawnej junty, co mogłoby wpłynąć na przyszłość reform.

Obecnie w obliczu długo już oczekiwanego przywództwa Birmy w ASEAN w 2014 możemy spodziewać się uniezależnienia się jej głosu na forum tej organizacji, oraz wzrostu solidarności regionalnej z Birmą. Z drugiej strony pojawia się ryzyko, że tak silny wzrost znaczenia Birmy może spowodować, że rządzący poczują się zbyt pewnie i uznają, że mogą zaniechać reform i wrócić do dawnej polityki.
Podczas gdy, z całego świata napływają do Birmy inwestycje, Zachód wydaje się być obojętny wobec oczywistego dualizmu polityki birmańskiego rządu, który z jednej strony wprowadza znaczne reformy w centrum, ale równocześnie kontynuuje swoją dawną brutalną politykę wobec mniejszości na peryferiach. Ten stan rzeczy przemawia za tym, że to nie demokratyzacja jest prawdziwą przesłanką zaangażowania Zachodu.
Zaangażowanie Polski w Birmie
Długa historia dobrych relacji polsko-birmańskich, a także możliwość wykorzystania do współpracy własnych doświadczeń transformacji ustrojowej są ważnym atutem polskiego MSZ. Birma była objęta polską pomocą humanitarną już w 2008 roku, kiedy po przejściu cyklonu Nargis przekazano 0,5 mln złotych na rzecz działań UNICEF w kraju. W ramach Polish Aid zbudowano także dla birmańskich uchodźców w Tajlandii pomieszczenia magazynowe, oraz prowadzono w Birmie szkolenia z zakresu budowania odporności państwa na potencjalne kryzysy.Z początku polskie działania po 2011 roku zapowiadały się obiecująco, a Polska miała szansę stać się pierwszym państwem Unii Europejskiej poważnie zaangażowanym w Birmie. Polskie działania w Birmie są koordynowane przez Ambasadę RP w Bangkoku, która zajmuje się całym regionem Indochin. Polskie inicjatywy i programy rozwojowe cieszyły się niezwykłą popularnością i miały duże znaczenie wizerunkowe. 

Rzeczywistym sukcesem polityki polskiego MSZ było objęcie Birmy programem rozwojowym, w ramach którego zorganizowano w Birmie kilka ciekawych projektów (m.in. szkolenie SENSE firmowane przez MSZ, Warsztaty dla birmańskich dziennikarzy radiowych „Birma na fali”, prowadzone przez Stowarzyszenie Edukacja dla Pokoju, a także warsztaty prowadzone przez fundację „Inna Przestrzeń”, Instytut im. Lecha Wałęsy oraz organizację „Solidarność Polsko-Birmańska”). Dzięki tym działaniom Birmańczycy są dobrze nastawieni do działań Polski i czują, że Polska traktuje ich poważnie. Jednak inne państwa wyprzedziły Polskę na polu inwestycji i gdy Minister Spraw Zagranicznych Radosław Sikorski wraz z delegacją polskich biznesmenów pojawił się w Birmie w maju 2012 roku, wiele nie zdołano osiągnąć. Ostatnio spadło też zainteresowanie Polski regionem, a Birma w 2013 roku nie jest już polskim priorytetem. Nie wiadomo z jakiego powodu, ale można przyjąć, że wpływ na to miało późne zaangażowanie na poziomie relacji biznesowych, a także zbyt mała wiedza o rzeczywistych możliwościach rozwoju współpracy.Polska ma jednak szansę nadrobić zaległości poprzez kontynuację programów rozwojowych, a także wspieranie działalność Polsko-Birmańskiej Grupy Gospodarczej, co w dalszej perspektywie mogłoby przynieść korzyści zarówno gospodarcze jak i wizerunkowe.

Za potencjalną współpracą gospodarczą i możliwością lokowania inwestycji przemawiają przede wszystkim wynikające z uwarunkowań Birmy argumenty. Położenie między Indiami, Chinami i Tajlandią z dostępem do Oceanu Indyjskiego stanowi atrakcyjny punkt dystrybucyjny na cały region. Niskie koszty pracy sięgające poziomu 55% kosztów wynagrodzeń w Wietnamie, 24% w Tajlandii i 22% w Chinach przyciągają uwagę producentów w przemyśle lekkim, którzy obawiają się dalszych wzrostów kosztów w Chinach. Z drugiej strony niestabilność otoczenia politycznego i konflikt wewnętrzny między centrum a peryferiami przynosi zagrożenia, które nawet chińskich przedsiębiorców odstraszają od zainwestowania swojego kapitału w Birmie. W kolejnych latach państwo to jednak może stać się kolejnym jasnym punktem na mapie Azji przyciągając milionowe inwestycje z Zachodu i Dalekiego Wschodu, a wtedy dla polskich przedsiębiorców będzie już za późno. Warto wykorzystać szansę i zastanowić się nad rozwinięciem działalności w Birmie.
Wnioski:

  1. Proces demokratyzacji może zostać zahamowany w przypadku dalszego rozwoju konfliktu wewnętrznego na tle etnicznym oraz religijnym.Pomimo demokratyzacji życia politycznego prawa człowieka nie są przestrzegane w przypadku konfliktu zbrojnego między siłami zbrojnymi a rebeliantami. Ludność cywilna jest ofiarą tego konfliktu, a stosunki z sąsiadami są napięte przez niekontrolowany napływ uchodźców.
  2. Armia jest liczącą się siłą w polityce wewnętrznej. Walki z siłami rebelianckimi mniejszości etnicznych są często poza kontrolą Naypyidaw. Związki junty z gospodarką są wciąż spore dlatego ambicje generałów muszą zostać uwzględnione w procesie demokratyzacji
  3. Opozycja nie posiada dalekowzrocznego programu politycznego, który mógłby zagospodarować nadzieje mniejszości etnicznych na posiadanie autonomii w ramach federalnego systemu politycznego.
  4. Pomimo deklaracji dotyczących demokratyzacji, najważniejszą przesłanką zaangażowania USA w Birmie jest chęć równoważenia silnych wpływów chińskich.Birma potrzebuje jednak zaangażowania USA by umocnić swoją pozycję na arenie międzynarodowej oraz, dywersyfikując kontakty, uciec przed dominacją ze strony ChRL.
  5. Wpływy w Birmie mają duże znaczenie dla Chin ze względu na dostęp do Oceanu Indyjskiego, birmańskie wsparcie w ramach ASEAN oraz intratne kontrakty i inwestycje. W interesie Chin nie leży stabilizacja Birmy, ponieważ chcą układać relacje z Birmą na swoich warunkach.
  6. Polska ma dobre predyspozycje do działania w Birmie i jest tam dobrze postrzegana, dzięki licznym zrealizowanym z sukcesem programom rozwojowym. Kontynuując te programy oraz wspierając działania Polsko-Birmańskiej Grupy Gospodarczej Polska mogłaby spodziewać się korzyści gospodarczych i wizerunkowych.
  7. Birma może stać się polem zwiększonego zainteresowania polskich firm. Szansą jest m.in. aktywizacja kontaktów z obozem opozycyjnym, który z pewnością jest zainteresowany polskimi doświadczeniami z przemianą ustrojową i budową gospodarki rynkowej. Szkolenie birmańskich opozycjonistów w zakresie funkcjonowania polskich samorządów może być lukratywnym przedsięwzięciem. Dzięki niskim kosztom pracy Birma może być również dobrym miejscem do ulokowania fabryk i centrów dystrybucji na cały region Azji Południowej i Wschodniej.
 ----------------------
Opracował zespół w składzie: Małgorzata Rurarz, Zofia Markiewicz, Stefan Grabowski i Michał Wichrowski (III rok studia pierwszego stopnia).