Translate

wtorek, 15 kwietnia 2014

Spór o Liancourt Rocks



22 lutego bieżącego roku w mieście Matsue w japońskiej prowincji Shimane odbyła się dziewiąta edycja Takeshima Day. Po raz drugi w historii wydarzenia, na obchodach pojawił się przedstawiciel rządu centralnego - Sekretarz Rady Ministrów Kameoka Yoshitami. Takeshima Day to święto ustanowione przez władze prefektury Shimane 22 lutego 2005 roku, czyli w setną rocznicę decyzji japońskiego rządu o wcieleniu archipelagu Liancourt Rocks do terytorium Japonii. Wydarzenie co roku wzbudza niemałe kontrowersje w Korei Południowej, a uczestnictwo w nim urzędnika reprezentującego gabinet premiera Abe Shinzo daje władzom Korei Południowej dodatkowy powód do nazywania japońskich działań prowokacją. W związku z tym południowokoreańskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych złożyło protest do japońskiej ambasady w Seulu. Obok reakcji władz nie obyło się również bez protestów koreańskich obywateli, którzy zebrali się przed ambasadą domagając się likwidacji święta, ale poruszając również temat innych kontrowersyjnych działań Japonii, związanych głównie z okupacyjną przeszłością. Kwestia sporu terytorialnego, obok zaszłości historycznych, co jakiś czas wraca jak bumerang uderzając w stosunki japońsko-południowokoreańskie, a ostatnie tygodnie pokazują, że napięcie na linii Tokio-Seul znów wzrasta.
Historia sporu
Liancourt Rocks to niewielki (ok. 0,187 km2) obszar wysp wulkanicznych umiejscowiony na Morzu Japońskim. W jego skład wchodzą dwie główne wyspy - Dongo i Seodo, oraz otaczające je ok. 90 skał, z czego 37 uznanych jest za stały ląd. Archipelag oddalony jest o ok. 90 km od koreańskiego archipelagu Ulleungdo i ok. 160 km od japońskiej wyspy Oki. Wyspy mają tylko dwóch stałych mieszkańców - małżeństwo koreańskich rybaków. Liancourt Rocks jest nazwą archipelagu używaną w zachodnich źródłach, natomiast Koreańczycy nazywają go Dokdo, a Japończycy Takeshima.
Obie strony konfliktu wysuwają swoje roszczenia w oparciu o akty historyczne. Według koreańskich źródeł, pierwszy zapis na temat wysp pojawił się w "Historii Trzech Królestw" (Samguk Sagi) wydanej w 1145 roku, który dowodzi o tym, że już w 512 roku archipelag znajdował się pod władaniem królestwa Silla. Strona japońska jako najwcześniejszy wskazuje natomiast dokument sugerujący, że archipelag został w 1618 roku nadany przez shoguna Hidetadę japońskim rodom Oya i Murakawa. W 1900 roku koreański cesarz Kojong wydał 41 Cesarskie Zarządzenie, zgodnie z którym jurysdykcja powiatu Ulleungdo miała rozciągać się również nad obszarem Liancourt Rocks. Mimo tej deklaracji ze strony koreańskiej, 22 lutego 1905 roku władze cesarskiej Japonii ogłosiły wcielenie archipelagu do swojego terytorium na zasadzie zawłaszczenia terra nullius. Argument o tym, że wyspy stanowią ziemię niczyją został użyty ponownie w roku 1939, kiedy sołectwo wsi Goka, znajdującej się na wyspie Oki, zaanektowało Liancourt Rocks. W czasie II wojny światowej wyspy służyły jako baza dla japońskiej floty, a po kapitulacji Japonii były wykorzystywane przez armię amerykańską.
Lata 40. ubiegłego wieku i uwalnianie się Korei spod japońskiej okupacji przyniosło nowe deklaracje, które mogą być zinterpretowane jako oddanie Liancourt Rocks pod zwierzchnictwo Korei. „Deklaracja kairska” z 1943 roku stanowiła, że Korea zostanie wolnym państwem, a Japonia straci wszystkie obszary zajęte „przemocą i chciwością”, „Deklaracja poczdamska” z 1945 roku precyzowała już, że pod suwerenną władzą Japonii znajdą się tylko wyspy Sikoku, Honsiu, Kiusiu i Hokkaido oraz niewielkie obszary ustalone w przyszłości. Liancourt Rocks już konkretnie zostało wymienione w dyrektywie Naczelnego Dowódcy Sił Sojuszniczych, gdzie wyspy wymienione są jako jeden z obszarów niepodlegających japońskiej jurysdykcji. Dodatkowo należy wspomnieć, że pięć pierwszych projektów traktatu z San Francisco również uwzględniało kwestię Dokdo, przyznając zwierzchnictwo nad wyspami Korei. Szósty projekt przedstawiał już jednak stanowisko odwrotne nadając Japonii prawo do wysp, a w ostatecznej wersji traktatu w ogóle brak jest odniesień do Liancourt Rocks, co strona japońska uznaje za potwierdzenie, że archipelag jest własnością Japonii. W związku z tym ówczesny ambasador Korei Południowej w USA zwrócił się do amerykańskiego sekretarza stanu z prośbą o potwierdzenie, że Dokdo jest terytorium koreańskim. Prośba spotkała się jednak z odmową, więc władze Korei Południowej postanowiły podjąć samodzielne kroki ustanawiając 18 stycznia 1952 roku tzw. Linię Pokoju, według której Liancourt Rocks znalazło się w granicach Korei Południowej. Wkrótce na wyspy został oddelegowany oddział koreańskiej straży przybrzeżnej, co spotkało się z oburzeniem ze strony Japonii i doprowadziło nawet do incydentu zbrojnego, w wyniku którego obrażenia odniosła grupa japońskich marynarzy.  W 1965 roku podpisany został Traktat o Podstawowych Relacjach Między Japonią i Republiką Korei, ale również w tym dokumencie status wysp nie został uregulowany, a ustalono jedynie, że wody wokół archipelagu są strefą połowów dozwoloną dla obu stron.
Wydarzeniem, które spowodowało natężenie sporu było wejście w życie w 1994 roku Konwencji Narodów Zjednoczonych o prawie morza. W związku z tym dokumentem, przedmiotem sporu były już nie tyle same wyspy, a prawo do wyłącznej strefy ekonomicznej wokół archipelagu. W 1996 roku zarówno Japonia jak i Korea Południowa ogłosiły ustanowienie strefy ekonomicznej, która obejmowała swoim zasięgiem Liancourt Rocks, a Korea dodatkowo ogłosiła plany rozbudowy nadbrzeża pozwalającego cumować jednostkom militarnym. Odpowiedzią Japonii było przeprowadzenie pokazowych manewrów przez straż przybrzeżną. Napięta sytuacja została jednak opanowana i doszło do odnowienia umowy z 1965 roku dotyczącej rybołówstwa. Koniec lat 90. obfitował w pojednawcze kroki i unikanie tematu spornego archipelagu, jednak było to podyktowane trudną sytuacją gospodarczą Korei Południowej, która przechodziła przez kryzys gospodarczy i pilnie potrzebowała wsparcia od Japonii. Spór ponownie zaognił się już na początku XXI wieku, kiedy w 2002 roku ogłoszone zostały koreańskie plany ustanowienia parku narodowego na terenie archipelagu. Kontrowersje ze strony japońskiej wzbudziło natomiast ustanowienie w 2005 roku Takeshima Day, którego obchody co roku są powodem protestów południowokoreańskiego społeczeństwa, czasami tak dramatycznych jak przypadek matki i syna, którzy obcięli sobie palce, czy mężczyzny, który się podpalił. W tym samym roku, koreańska spółka Korea Gas ogłosiła, że rozpocznie w pobliżu archipelagu poszukiwania złóż surowców energetycznych, co sprowokowało Japonię do ponowienia roszczeń. Temat Liancourt Rocks przewijał się również kilkakrotnie w kontekście japońskich podręczników szkolnych, w których pojawia się stanowisko, że wyspy są nielegalnie okupowane przez Koreańczyków. Sytuacja pogorszyła się  w 2011 roku, kiedy grupa japońskich polityków zapowiedziała wizytę na położonej nieopodal Liancourt Rocks koreańskiej wyspie Ulleungo. Kolejne napięcia na linii Tokio-Seul spowodowała w 2012 roku wizyta na archipelagu prezydenta Lee Myung Bak'a, który był pierwszym w historii przywódcą Korei, który odwiedził to miejsce.
Współpraca gospodarcza w obliczu sporu

Kwestia sporów terytorialnych zdaje się nie wpływać znacząco na współpracę gospodarczą Korei Południowej i Japonii. Japonia, zaraz po Stanach Zjednoczonych, jest najważniejszym partnerem handlowym Korei (7% eksportu i 13% importu)

 

Źródło: P. Pasierbiak, Związki handlowe Japonii i Korei Południowej, Uniwersytet Marii Curie-Skłodowskiej, Lublin, 2013, s. 303.

Natomiast dla Kraju Kwitnącej Wiśni Korea Południowa jest trzecim, zaraz po USA i Chińskiej Republice Ludowej, kontrahentem (7,6% eksport, 4,7% import ).


Źródło: P. Pasierbiak, Związki handlowe Japonii i Korei Południowej, Uniwersytet Marii Curie-Skłodowskiej, Lublin, 2013, s. 304.

W chwili obecnej Korea Południowa może poszczycić się wyjątkowo wysokim tempem wzrostu gospodarczego - 7,1% rocznie, a Japonii 4,5%. W 2011 r. Republika Korei była siódmym krajem na świecie i trzecim po Chinach i Japonii krajem Azji pod względem wielkości eksportu, który wyniósł 556,5 mld USD. Dlatego też Korea stała się na arenie międzynarodowej graczem, którego zdanie trzeba brać pod uwagę. W 2002 roku oba kraje wspólnie organizowały Mistrzostwa Świata w Piłce Nożnej. Widać zatem, że mimo napiętych stosunków politycznych, państwa te są w stanie odłożyć na bok terytorialne niesnaski, gry w grę wchodzą poważne inwestycje, napędzające te wielkie gospodarki.

 

Źródło: http://www.tradingeconomics.com/south-korea/exports (dostęp 12.04.2014r.)

Stanowisko litery prawa

Japonia niejednokrotnie wnioskowała o rozstrzygnięcie sporu na forum Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości, lecz zarówno w 1954 r., w 1962 r., jak i w roku 2012 Korea Południowa zdecydowanie odrzuciła taką możliwość, mimo że stanowisko Japonii spotkało się z aprobatą USA.
W 2005 roku Korea Południowa i Japonia w stosunkowo przyjazny sposób starały się rozwiązać zajście, kiedy to Japońskie straże przybrzeża, na podstawie Artykułu 111 paragraf 1 i 2 Konwencji Narodów Zjednoczonych o Prawie Morza, rozpoczęły gorączkowy pościg koreańskich rybaków.  Koreański statek został podejrzany o nielegalne połowy w wyłącznej strefie ekonomicznej Japonii. Po ucieczce koreańskiej łodzi na pełne morze, spór został pokojowo rozstrzygnięty.
W 2006 roku oba te kraje ponownie stanęły w obliczu sporu, kiedy to morskie badania naukowe planowane przez Koreę i Japonię prowadzone przez stronę koreańską. W wyniku negocjacji obie strony postanowiły przeprowadzić badani wspólnie. Jednocześnie zgodzili się na poszanowanie granic morskich, a w szczególności Specjalnej Strefy Ekonomicznej.
Prawo jednak nie rozstrzyga jednoznacznie przynależności wysp do żadnego z krajów. Oba te kraje są stronami Konwencji Narodów Zjednoczonych (UNCLOS) o prawie morza. Pierwszym ważnym punktem spornym, jest określenie czy kawałek ziemi na morzu jest wyspą według UNCLOS. Jest to ważne, gdyż wyspy mają prawo do własnej jurysdykcji nad swoimi obszarami morskimi oraz dnem morskim. Kiedy wyspa jest niedaleko linii wybrzeża ustala się, czy wyspa tworzy punkt bazowy na linii podstawowej, od której mierzona jest szerokość morza terytorialnego lub innych obszarów jurysdykcyjnych morza i dna morskiego.
Kontekst międzynarodowy
Za istotne należy uznać, że spór o Liancourt Rocks jest jednym z wielu toczących się w regionie Azji Wschodniej konfliktów terytorialnych. Obok sporu z Koreą Południową, Japonia spiera się jeszcze z ChRL i Tajwanem o wyspy Senkaku/Diaoyutai i z Rosją o Kuryle. Jakiekolwiek ustępstwa Japonii w sporze o Liancourt Rocks mogłyby zostać wykorzystane na jej niekorzyść w kontekście pozostałych konfliktów i zmusić kraj do ustępstw także w ich przypadku, więc w interesie japońskiego rządu jest utrzymywanie pewnego stanowiska.
Japonia w całej Azji postrzegana jest negatywnie w związku ze swoją imperialną przeszłością, pełną zbrodni wojennych i wciąż nieuregulowanych kwestii, takich jak chociażby przeprosiny za sprawę comfort women. Stąd wizerunkową przewagę w konflikcie z pewnością ma Korea Południowa, która na pozytywnym odbiorze wśród innych azjatyckich narodów zyskuje m. in. dzięki coraz większej popularności swojej popkultury.
W związku z tym, że Chiny także toczą z Japonią spór, Korea Południowa naturalnie szuka sojusznika w swoim zachodnim sąsiedzie. Istotne są również silne powiązanie historyczne i kulturalne. Chińskie znaki używane były w Korei jako jedyny system pisma aż do roku 1443, kiedy Król Sejong wprowadził hangeul. Korea była także ostatnim państwem, które złożyło Chinom trybut, a szeroki wpływ konfucjanizmu na koreańskie społeczeństwo skutkuje nawet tym, że Koreę nazywa się niekiedy bardziej konfucjańską niż same Chiny. Oba kraje łączy również głęboka niechęć do Japonii spowodowana historycznymi krzywdami i upokorzeniami, takimi jak chociażby rzeź Nankinu i barbarzyńskie eksperymenty przeprowadzane przez jednostkę 731 armii japońskiej, która stacjonowała w pobliżu Harbinu. Najnowszym przykładem chińsko-południowokoreańskiej kooperacji, uderzającej w japońską imperialną przeszłość, jest wybudowanie na dworcu w Harbinie sali ku pamięci Ahn Jung Geun'a - koreańskiego działacza niepodległościowego, który w 1909 roku zastrzelił Ito Hirobumiego, pierwszego gubernatora generalnego Korei i czterokrotnego premiera Japonii. Także w kontekście tegorocznego Takeshima Day, rzeczniczka chińskiego ministerstwa spraw zagranicznych Hua Chunying powiedziała, że wszystkie spory terytorialne Japonii z sąsiadami wynikają ściśle z imperialnej agresji kraju, i że Japonia powinna wreszcie podjąć realne kroki, by odzyskać zaufanie innych państw.
Niechęć do Japonii i stanowisko, że Liancourt Rocks niezaprzeczalnie należy do Korei jest jedną z niewielu kwestii, w której północnokoreański reżim zgadza się z rządem Korei Południowej. 13 listopada 2008 roku odbyło się międzykoreańskie forum na rzecz sprzeciwu wobec japońskiego przekształcania historii i planów zawłaszczenia Dokdo. W 2011 roku Korea Północna potępiła plany japońskich polityków dotyczące wizyty na Ulleungdo, a w roku 2013 dziennik Rodong Sinmun oskarżył Japonię o plany ponownej inwazji Półwyspu Koreańskiego, odnosząc się do japońskich roszczeń względem archipelagu, który został określony jako „historycznie, geograficzne i zgodnie z prawem międzynarodowym należący do Korei.”
Stany Zjednoczone mają problem z zajęciem konkretnego stanowiska w kwestii sporu. W 2008 roku amerykański  Komitet ds. Nazw Geograficznych uznał, że Liancourt Rocks jest terytorium niepodlegającym niczyjej władzy suwerennej. Ciekawe, że już tydzień później prezydent George Bush, podczas swojej wizyty w Seulu, zapewniał prezydenta Korei, o tym że USA uznaje wyspy za podległe władzy koreańskiej. Kiedy w lutym bieżącego roku amerykański sekretarz stanu John Kerry odwiedził Seul, jedno z pytań, które mu zadano dotyczyło tego, czy kwestia wysp zawiera się w traktacie obronnym USA i Korei Południowej, tak jak potwierdzono, że kwestia Senkaku należy do traktatu z Japonią. Odpowiedź była niejasna, a ostatecznym stanowiskiem było potwierdzenie, że USA nie opowiada się po stronie żadnej ze stron. Stany Zjednoczone znajdują się w ciężkiej sytuacji z tego względu, że zależy im na zbliżeniu między Koreą Południową i Japonią, jako że oba kraje są kluczowymi sojusznikami USA w regionie, które stanowią bufor bezpieczeństwa w kwestii utrzymania stabilności na Półwyspie Koreańskim. Kooperacja państw ma być również przeciwwagą dla rosnącej roli Chin na arenie międzynarodowej. W interesie USA leżą pozytywne relacje między swoimi dwoma sojusznikami, dlatego podczas ostatniego szczytu nuklearnego w Hadze, z inicjatywy Baracka Obamy, doszło do spotkania z premierem Abe Shinzo i prezydent Park Geun Hye, która wcześniej stanowczo odmawiała spotkania z przedstawicielem Japonii.
Wnioski
  1. Mimo, że Japonię i Koreę Południową łączą silne powiązania gospodarcze i kwestia sojuszu militarnego z USA, to zaszłości historyczne wciąż odgrywają znaczącą rolę w relacjach między państwami.
  2. Konflikt terytorialny ma w dużej mierze podłoże sentymentalne i przynależność archipelagu do Korei Południowej jest dla Koreańczyków kwestią dumy narodowej, bardziej niż wymiernych korzyści płynących z władzy nad wyspami.
  3. Spór o Liancourt Rocks do tej pory nie mógł zostać rozwiązany przez Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości, ponieważ władze Korei Południowej konsekwentnie odmawiały, gdy Japonia wysuwała takie propozycje. Możliwe jednak, że w przyszłości odpowiednie okoliczności doprowadzą do porozumienia w kwestii oddania sporu do rozstrzygnięcia przez MTS.
  4. Stany Zjednoczone utrzymują neutralne stanowisko w kwestii sporu, ponieważ zależy im na dobrych relacjach z oboma państwami, które są gwarantem utrzymania amerykańskich interesów w regionie, w tym równowagi sił w związku z rosnącą rolą Chin. W związku z tym, USA naturalnie zależy także na przyjaznych relacjach japońsko-południowokoreańskich, sporze rozumiejąc iż poparcie jednej ze stron konfliktu zachwieje równowagą sił w regionie Azji Północno-wschodniej.
  5. Jak wynika z danych, wartość obrotów handlowych na przestani 2000-2011 roku znacząco zwiększyła się. Mimo prowadzenia polityki globalnej, a także bliskie stosunki handlowe z takimi krajami jak Stany Zjednoczone, czy Chiny, Korea Południowa i Japonia to nadal bliscy partnerzy handlowi. 
  6.  
    --------
    opr. Partrycja Jagiełło, Paulina Kufel (stosunki międzynarodowe, III rok). 

środa, 2 kwietnia 2014

Smog a sprawa chińska



Ponad 300 mieszkańców Pekinu wzięło udział w trzecim, corocznym wyścigu  „Naked Pig Run”, który odbył się 23 lutego 2014 r. w Olympic Forest Park.  Każdy uczestnik powinien być ubrany tylko w bieliznę i przebiec 3,5 km, aby ukończyć wyścig. Celem zawodów jest promowanie zdrowego trybu życia, przybliżenie człowieka do natury.  W tym roku jednak, jako że zanieczyszczenie powietrza wzrasta z dnia na dzień, biegacze wyrażali swoje niezadowolenie spowodowane smogiem poprzez zakładanie maseczek przeciwpyłowych. Okiem obiektywu uchwycono nawet Chińczyka, który biegł w masce przeciwgazowej. Mimo to, trzeba zdać sobie sprawę, że zaledwie garstka obywateli z ponad 19 milionowego miasta wzięło udział w biegu. W tym kontekście głównym problemem jest to, na ile aktywność społeczna będzie wpływała na zmianę polityki władz. A może narastające problemy ekologiczne będą katalizatorem w chińskim systemie politycznym?

Oficjalne deklaracje bez pokrycia…
Obraz społeczeństwa, jaki występuje na kontynencie azjatyckim, znacząco różni się od tego, jaki posiada współczesna Europa. Społeczeństwo chińskie nazywane jest harmonijnym (和谐社会; héxié shèhuì). Prekursorem  nurtu jest Hu Jintao – sekretarz generalny Komunistycznej Partii Chin w latach 2002-2012. Owa  koncepcja została przedstawiona na  V konferencji plenarnej KC Zjazdu Komunistycznej Partii Chin podczas XVI sesji. Odzwierciedla  ona podstawowe interesy i wspólną wolę mas ludowych. Do głównych i priorytetowych założeń doktryny Harmonijnego Społeczeństwa należy zobowiązanie do budowy, w oparciu o Koncepcję Naukowego Rozwoju, społeczeństwa „praworządnego, demokratycznego, solidarnego, uczciwego i sprawiedliwego”, które współpracuje z przyrodą. Koncepcja naukowego rozwoju jest doktryną społeczno-ekonomiczną, która obecnie występuje w Chinach. Za jej prekursora uważa się  Hu Jintao. Została oficjalnie przyjęta i wpisana do statutu  Komunistycznej Partii Chin podczas jej XVII Zjazdu w październiku 2007. Zgodnie z założeniem ma ona doprowadzić do zrównoważenia rozwoju chińskiej gospodarki, poprzez walkę z korupcją, wyrównanie różnic między bogatymi a biednymi, rozwój opieki socjalnej oraz ochronę środowiska naturalnego.  Koncepcja ta  ma doprowadzić do powstania w Chinach harmonijnego Społeczeństwa. Społeczeństwo, które istnieje w Chinach odbiega od podstawowych założeń występujących na zachodzie Europy. Wynika to z tradycji konfucjańskiej, która głosi,  że zbudowanie idealnego społeczeństwa i osiągnięcie pokoju na świecie jest możliwe  pod warunkiem przestrzegania obowiązków wynikających z hierarchii społecznej  oraz zachowywania tradycji, czystości, ładu i porządku. Myśl Konfucjusza, choć spisana 2500 lat temu zapewnia niezwykle przydatną konstrukcję dla wyjaśnienia praktyk zarządzania w Chinach. Przywództwo związane z ową tradycją wyraźnie podkreśla dbanie  o dobro pracowników, troskę o harmonię w grupach, a także poświęcenie. Akcentuje się ponadto lojalność i przywiązanie do organizacji. Liderzy są autokratyczni i utrzymują ścisłą kontrolę nad organizacją. Chiny ogromną uwagę przywiązują do swojej przeszłości, a także wartości kierowniczych. Występujące przekonania mają zatem ścisły związek z tradycją Konfucjusza. Co więcej, nie ma tam rządów prawa. Mimo, że Konstytucja ChRL gwarantuje podstawowe prawa i wolności, takie jak: wolność słowa, wolność prasy,  prawo do sprawiedliwego procesu, wolność wyznania w wyborach powszechnych i praw majątkowych, to jednak takich swobód  nie zapewniono.  Ponadto,  nie ma tam  organu, który stałby na straży praw człowieka. Nie istnieje tam Trybunał Konstytucyjny,  który występuje w Polsce. Sam wymiar sprawiedliwości w dużym stopniu ulega wpływom politycznym, a brak trójpodziału władzy rodzi określone problemy. Sądy, prokuratura i policja kontrolowane są przez Komunistyczną Partię Chin. Oprócz tego  rząd chiński dość często przeprowadza aresztowania tych, którzy są krytyczni wobec niego. Większość  największych mediów jest prowadzona bezpośrednio przez rząd a reszta podlega ścisłej  kontroli.


Organizacje pozarządowe, stowarzyszenia i fundacje w Chinach
Organizacje pozarządowe rozwinęły się w Chinach. dopiero po wprowadzeniu reform w roku 1978. Do końca roku 2004 w Chinach zarejestrowano 289 476 organizacji pozarządowych. Nie wiadomo, ile spośród nich jest na tyle silnych, by mogły one stać się partnerami dla organów UE. Ocenia się ponadto, że obecnie w Chinach działa od 3 000 do  6 500 zagranicznych organizacji pozarządowych. Chińczycy wyróżniają następne organizacje:  minjian zhuzi - 民间组织 -  organizacje wśród ludu,  feizhengfu - 非政府组织  - NGOs oraz organizacje społeczne - shehui tuanti - 社会团体. Działa również ok. 82 tys. prywatnych organizacji non-profit, minban fen qiye - 民办粉企业. Dodatkowo można wyróżnić stowarzyszenia akademickie - xueshu xiehui - 学术协会. Organizacje pozarządowe występujące w państwie środka dzielą się na  „organizacje społeczne” oparte na zasadzie członkostwa i „ jednostki prywatne”, które nie mają charakteru przedsiębiorstw. Nie działają one  jako stowarzyszenia, świadczą natomiast usługi socjalne, przykładowo: szpitale. Ponadto, w Chinach istnieje osiem ogólnokrajowych organizacji społecznych, które często zwane są również „organizacjami masowymi”. Należą do nich: Ogólnochińska Federacja Związków Zawodowych (ACFTU), Chiński Związek Młodzieży Komunistycznej (CYL), Ogólnochińska Federacja Kobiet (ACWF), zostały one utworzone przez państwo do wykonywania zadań z zakresu administracji. Według klasyfikacji międzynarodowej organizacji pozarządowych działających w Chinach, jest ponad 70 organizacji pozarządowych, które mają przedstawicielstwa  w Chinach. Istnieje co najmniej 200 międzynarodowych organizacji, które złożyły dotację  na projekty w Chinach (Ming Wang, 2001). Wiele z nich odnotowało znaczne sukcesy.  Na przykład, Heifer Project International (z siedzibą w USA) przyczynił się do zmniejszenia ubóstwa w Chinach poprzez liczne projekty w 9 prowincjach. By prowadzić legalną działalność, chińskie organizacje pozarządowe muszą zostać zatwierdzone i zarejestrowane przez Ministerstwo Spraw Cywilnych lub jego przedstawicielstwo lokalne. Rejestracja organizacji pozarządowych podlega trzem rozporządzeniom: Rozporządzenie w sprawie rejestracji i kierowania organizacjami społecznymi (z 1998 r.),Tymczasowe rozporządzenie  w sprawie rejestracji i kierowania jednostkami prywatnymi nie mającymi charakteru przedsiębiorstw (z 1998 r.), Rozporządzenie w sprawie kierowania fundacjami (2004 r.).  W wyniku stosowania tych zasad wiele organizacji pozarządowych działających na podstawowym poziomie nie może zostać zarejestrowanych, gdyż nie udaje im się znaleźć agencji rządowych, które zgodziłyby się stać się ich zawodową jednostką zarządzania,  bądź też dlatego, że na terenie, gdzie chciały one działać, zostały już zarejestrowane organizacje o podobnych celach. Chcąc zaistnieć legalnie, niektóre organizacje pozarządowe rejestrują się w Biurach Przemysłowo-Handlowych jako przedsiębiorstwa, choć prowadzą działalność użyteczności publicznej i nie są dochodowe. Niektóre organizacje pozarządowe postanawiają się nie rejestrować. Choć nie zarejestrowanie się kwalifikuje je jako organizacje nielegalne, wiele spośród nich jest tolerowanych przez rząd, głównie dlatego, że uznaje on ich działalność za nie groźną. Jednak brak statusu organizacji legalnej oznacza, że są one szczególnie narażone na podejmowane okresowe przez rząd działania „porządkująco-naprawczego” w sektorze organizacji pozarządowych. Istnieją liczne dowody na to, że ostatnimi laty władze chińskie dość aktywnie starały się nadzorować i uważając,  że niezatwierdzone organizacje pozarządowe w rzeczywistości bądź potencjalnie są organizacjami antyrządowymi i mogą się okazać siłą destabilizującą. W Chinach często odróżnia się organizacje pozarządowe „zorganizowane przez rząd” od „samorzutnych” organizacji tego typu. Te pierwsze (GONGOs) powstają w wyniku interwencji rządu  i są przezeń dofinansowywane. Ich pracownicy często są na listach płac rządu, a stanowiska kierownicze tych organizacji są zajmowane przez emerytowanych urzędników państwowych. W odróżnieniu od nich, spontaniczne organizacje pozarządowe powstają z indywidualnej inicjatywy obywateli i nie otrzymują pomocy finansowej państwa. Ich pracownicy nie są zatrudnieni przez rząd a urzędnicy nie zajmują w nich głównych stanowisk kierowniczych. Sponsorowane przez rząd organizacje pozarządowe(GONGO) czasem mają łatwiejsze kontakty z rządem. Dzięki takim powiązaniom rząd może mieć większe zaufanie do tych organizacji i przyjmować wobec nich postawę mniej ingerującą, zezwalając im tym samym na większą niezależność. Organizacje te mają ułatwiony dostęp do rządu i więcej możliwości uczestniczenia w procesie decyzyjnym.
W swych stosunkach z organizacjami pozarządowymi rząd chiński jest rozdarty pomiędzy sprzecznymi celami .Z jednej strony zachęca on do tworzenia organizacji pozarządowych w nadziei, że uda mu się powierzyć im pewne zadania, z których sam musiał się wywiązywać w ramach modelu gospodarki planowanej.  Z drugiej strony rząd jest nieufny wobec działalności organizacji pozarządowych, która przeradza się w ruch społeczny mogący zagrażać mu politycznie i pociągnąć za sobą destabilizację. W tych okolicznościach przez ostatnie dwadzieścia lat rząd przeprowadził kilka kampanii „porządkująco- naprawczych” mających na celu umocnienie nadzoru nad działalnością organizacji pozarządowych, ilekroć uznawał ,że sytuacja wymyka mu się spod kontroli. Pomimo tych okresowych kampanii rozwój i powiększanie się inicjatyw społeczeństwa obywatelskiego nie zostały zahamowane, jak na to wskazuje stale rosnąca liczba organizacji pozarządowych.

Problem smogu
Występujący  smog w Chinach uaktywnił pozarządowe organizacje ochrony środowiska, jedyne NGO w Chinach, których praktycznie władze nie hamują (ich liczba w 2010 r. wynosiła blisko 3,5 tys.).  Chiński wzrost gospodarczy od lat odbywa się kosztem środowiska. Nadszedł czas na konsekwencje. Od mniej więcej połowy lutego 2014 r. efektem bumerangu krytyczny stan przyrody uderza w gospodarkę, a co więcej, wywiera negatywny wpływ na zdrowie, a nawet życie Chińczyków. Chińskie władze, które wcześniej bagatelizowały problem, dłużej nie mogą pozostać obojętne. W sześciu północnych prowincjach Chin, w tym również w Pekinie, stężenie pyłu w powietrzu osiąga nawet  poziom 505 µg/m3. W niektórych dzielnicach stolicy zanotowano w tym roku aż 993 µg/m3. Warto przypomnieć, że zalecany przez WHO poziom bezpieczeństwa wynosi 25 µg/m3. Akademia Nauk Społecznych w Szanghaju uznała, że „z powodu zanieczyszczenia, powietrze w Pekinie stało się, prawie, niezdatne do życia ludzkiego”. Pod koniec lutego 2014 r. władza postanowiła uspokoić nieco społeczne niezadowolenie. Prezydent Xi Jinping odwiedził mieszkańców w Pekinie. Co ciekawe, nie miał na twarzy maseczki przeciwpyłowej, co ponoć miało pokazać, że i lud i rządzący oddychają tym samym powietrzem. Niestety, nie do wszystkich obywateli przemówiły zapewnienia władzy o krokach podjętych w celu naprawienia środowiska. 

Li Guixin kontra władze Hebei 
Największe stężenie smogu odnotowano w przemysłowym regionie Hebei,  który jest głównym źródłem zanieczyszczeń, które rozprzestrzeniają się po całym kraju,  a nawet docierają do zagranicy. Z tego powodu wielu obywateli  zaczyna mieć dość toksycznej mgły. To właśnie tam pierwszą obywatelską postawą 26 lutego 2014 r. wykazał się Li Guixin z Shijiazhuang (stolica prowincji Hebei).  Gazeta Yanzhao Metropolis Daily informuje, że mężczyzna zwrócił się do sądu z prośbą o interwencję w kwestii niedopełniania obowiązków przez miejscowe biuro ochrony środowiska: „Domagam się odszkodowania, by każdy mieszkaniec miasta zobaczył, że to my jesteśmy prawdziwymi ofiarami takiego stanu rzeczy - powiedział Li. Poza zagrożeniem dla zdrowia, ponieśliśmy też szkody ekonomiczne, które powinien naprawić wydział ochrony środowiska oraz rząd, gdyż to rząd jest odbiorcą podatków płaconych przez firmy, jest więc beneficjentem ich działań.” Chińczyk domaga się finansowej rekompensaty w wysokości 10.000 yuanów.  Twierdzi bowiem, że z powodu smogu poważnie nadszarpnął swój domowy budżet, był bowiem zmuszony z własnych pieniędzy zakupić maski na twarz, filtr powietrza do domu oraz bieżnię, ponieważ niemożliwym jest zdrowo biegać na świeżym powietrzu.  Niestety, znając chińskie realia, nie wiadomo, czy pozew w ogóle zostanie przez sąd rozpatrzony, ponieważ chińskie sądy nie są zobowiązane do przyjmowania skarg dotyczących władz lokalnych. Jeden z urzędników w rzeczonym biurze ochrony środowiska powiedział, że obywatele mają jednak prawo do zaskarżenia organu władzy. Prezes amerykańskiego Stowarzyszenia Wymiany Nauki i Technologii w Kalifornii stwierdził, że pozew pana Li pokazał, że Chińczycy są boleśnie świadomi zagrożenia zdrowia, które stwarza zanieczyszczenie: „Problem smogu jest coraz większy i większy.  Obywatel może korzystać z prawa, by chronić swoje przywileje”.

Smog a sprawa Xinjiangu
Czy rozwijający się problem smogu może przyczynić się do rozpadu Chin? Rolnicy z zachodniej części Państwa Środka twierdzą, że ich tereny są zaniedbywane przez władze centralne. Ludność z Xinjiangu mówi, iż wszelka pomoc dla rolników i nowe, innowacyjne rozwiązania trafiają tylko do mieszkańców wschodu, bo jak to się mówi "tam są prawdziwe Chiny". Ale czy naprawdę chodzi o rolnictwo? W Xinjiangu rolnictwo nie odgrywa dużej roli. Smog i zanieczyszczenie powietrza mogą być pretekstem dla mniejszości narodowych, aby rozpocząć walkę o niepodległość. Xinjiang nie jest kolejną prowincją Chin, a regionem autonomicznym. Problem zróżnicowania etnicznego jest tam bardzo wyraźny, a walki religijne i narodowościowe nie dziwią już nikogo. Najliczniejszą grupą etniczną są tam Ujgurzy (lud turecki, wyznają głównie islam), stanowią aż 45% ludności. Chińczycy zajmują drugie miejsce, ich liczebność to 41% mieszkańców Xinjiangu. Jak widać smog może być jedynie pretekstem do większych celów.
W wiosce Oriliq w prowincji Xinjiang, ok. 1800 km od Pekinu od sierpnia 2013 r. funkcjonuje zakład, który przetwarza węgiel na gaz ziemny.  Mieszkańcy, którzy codziennie rano widzieli z okien kłęby dymu oraz skarżyli się na problemy z oddychaniem i zawroty głowy, postanowili wziąć sprawę z swoje ręce. Ponad 200 Ujgurów przeciągnęło drewniane barykady i zablokowało tym samym drogę prowadzącą do zakładu. Mieszkańcy stali na mrozie przez dwa dni, aby fabryka zamknęła produkcję, przez którą ich dzieci chorują. Niestety, ich protest nie przyniósł rezultatu, szybko natomiast zjawiła się policja. Tydzień po demonstracji jeden z uczestników powiedział: „Jeśli nie będziemy nic robić, to będziemy żyć w zanieczyszczeniu, które niszczy nasze zdrowie. Jeśli natomiast będziemy protestować, to również przyniesie same szkody.

Pracownik fabryki chemicznej w Chuluqay (prowincja Xinjiang) dosadnie stwierdził: „Na wschodzie są Chiny, a to jest różnica. Tutaj mieszka ponad 90% mniejszości narodowych, Ujgurów, Kazachów. Jeśli na tym terenie występuje zanieczyszczenie oni tylko powiedzą – “Faktycznie, jest zanieczyszczenie”. A jeśli ludzie umrą, oni skonstatują - „Faktycznie, ludzie umierają”. Ta wypowiedź dramatycznie ukazuje brak zainteresowania rządu problemami zwykłych ludzi, w tym przypadku głównie z północno-wschodniej części Chin. Pozytywnym jest jedynie to, że obywatele się nie poddają i mimo restrykcji, próbują walczyć o swoje prawa, choć nie przynosi to rezultatów. 

Smog a chińskie rolnictwo
Silne zatrucie środowiska, a w konsekwencji smog ma znaczący wpływ na rolnictwo w Chinach. Niektórzy spekulują, że manifestacje przeciwko zanieczyszczeniu środowiska mogą przerodzić się w szerszy bunt. Dosyć głośno protestują wsie. Zwiększyła się tam liczba urodzin kalekich dzieci, przyczyn upatruje się między innymi w coraz to gorszej kondycji środowiska i powietrza, którym mieszkańcy chińskich terenów wiejskich są zmuszeni oddychać. Kwaśne deszcze niszczą plony, woda jest skażona i niezdatna do picia, a grunty rolne silnie zanieczyszczone. Kolejnym problemem dla chińskiego rolnictwa jest zmniejszona ilość światła, nawet o 50%, a to powoduje duże problemy w procesie fotosyntezy. Przeprowadzono nawet eksperyment jak zmniejszona ilość światła wpływa na rośliny. Nasiona papryki i pomidorów, które zasiano w normalnym środowisku wykiełkowały w ciągu dwudziestu dni, natomiast te ze szklarni na peryferiach Pekinu potrzebowały na to więcej niż dwa miesiące. Z tego doświadczenia łatwo wysunąć wniosek, iż smog negatywnie wpływa na produkcję rolną w Państwie Środka. Podobna sprawa dotyczy melonów produkowanych w prowincji Xinjiang, która jest znana z produkcji najsłodszych owoców. Jeden z rolników, który przyglądał się swoim uprawom stwierdził, że kolor melonów nie jest dobry, ponieważ pokryła je gruba warstwa sadzy. Co więcej, mieszkanka Hami, gdzie produkuje się najlepsze owoce zauważyła, iż już od paru lat melony mają ledwie wyczuwalny smak.

Jak smog może wpłynąć na rozwój technologii i wykorzystanie ich w rolnictwie. Środowiska akademickie organizują liczne spotkania aby usprawnić funkcjonowanie chińskiego rolnictwa w tych trudnych dla środowiska czasach. Spotkania te cieszą się ogromnym zainteresowaniem, co dziwi zachodnich obserwatorów. „Duża liczba przedstawicieli przedsiębiorstw rolniczych pojawiła się na spotkaniach akademickich dotyczących fotosyntezy by rozpaczliwie szukać rozwiązań” mówi He Dongxian - profesor China Agricultural University's College of Water Resources and Civil Engineering. Twierdzi on też, że „Nasi zagraniczni koledzy byli zszokowani tym zjawiskiem, ponieważ w ich kraju nic takiego nigdy się nie zdarzyło.” Chińczycy uciekają się więc do takich rozwiązań jak sztuczne oświetlenie, które jednak jest niezmiernie kosztowne, coraz częściej używają także specjalnych hormonów dla roślin, które mają za zadanie przyspieszyć ich wzrost. Gao Tanggui, manager do spraw sprzedaży w Beijing Shinong Seed Company mówi: „Ich gospodarstwa zostały poważnie dotknięte przez smog. Ich rośliny były chore i rosły wolniej niż zazwyczaj. Wpływ jest poważny. Wszyscy w firmie, od rolników, sprzedawców, są głęboko zaniepokojeni”.

Zanieczyszczenie środowiska i smog, które są przyczyną spadku wydajności chińskiego rolnictwa mogą skutkować jeszcze większym rozwarstwieniem społecznym mieszkańców miast i wsi. Nierówności społeczne bardzo dobrze obrazuje nam współczynnik Giniego. Przyjmuje on wartości od 0 do 1 i im jest wyższy tym większe rozwarstwienie społeczne. Eksperci twierdzą, że stan powyżej 0,4 należy uznać za alarmujący. W 2013 roku  w Chinach współczynnik Giniego  wyniósł 0,473. Oficjalny wskaźnik nierówności został ujawniony pierwszy raz od roku 2005. Wcześniej, według Chin, przeszkodą do jego obliczenia były trudności związane z zaniżaniem dochodów przez najbogatszych. W Chinach dysproporcja zarówno zarobków jak i standardu życia jest ogromna. Dochody mieszkańców miast w roku 2013 były średnio trzy razy wyższe od dochodów osób, które zamieszkują wsie. Ta przepaść rośnie bardzo szybko już od lat 90. Można spekulować czy przez smog będzie rosła jeszcze szybciej? Powstają pytania jak zareaguje wiejska społeczność, czy lud zacznie domagać się od władz pomocy i szerszej walki z zanieczyszczeniami środowiska.  

Wnioski 
  1. mimo, że koncepcja harmonijnego społeczeństwa brzmi bardzo przekonująco, niestety, w rzeczywistości władze chińskie nie dają obywatelom wolności zagwarantowanych nawet w  Konstytucji. Jest to koncepcja odgórna; 
  2. stowarzyszenia i fundacje istnieją, ale większość z nich nie jest zarejestrowana  bądź rejestruje się w porozumieniu z zagranicą;
    ochrona środowiska prowokuje aktywność społeczną,  jednakże władza od razu skutecznie tłumi bądź ignoruje apele o pomoc; 
  3. w odniesieniu do aktywności mniejszości Ujgurskiej w Xinjiangu należy uznać, że problemy związane z ochroną środowiska mogą być katalizatorem nieuchronnej konfrontacji mniejszości z rządem centralnym w Pekinie;
  4. smog bardzo negatywnie wpływa na rolnictwo, przez co mocno uderza w gospodarkę krajową i będzie prowadził do zwiększenia importu produktów rolnych z zagranicy, a mimo to rządzący poprzestają tylko na obietnicach zmiany. 

----------------------------


Opr. Kinga Sękowska, Martyna Sobczak, Aleksandra Stasiak (III rok, politologia).