Jednym
z ważniejszych konfliktów regionu Azji Wschodniej jest spór o wyspy
Senkaku/Diaoyutai, który do dziś stanowi podstawę niezgody pomiędzy Japonią a Chińską
Republiką Ludową jak i Republiką Chińską na Tajwanie. Konflikt ten nasilił się pod koniec kwietnia
2012 r. po ogłoszeniu zamiaru wykupienia trzech z pięciu wysp przez prawicowego
gubernatora Tokio Ishihara Shintary. Aby nie stały się one niebezpiecznym
narzędziem w rękach kontrowersyjnego polityka rząd w Tokio postanowił ubiec
Shintarę i znacjonalizować wyspy. Wywołało to największą jak dotąd falę
nacjonalistycznych anty-japońskich protestów w Chińskiej Republice Ludowej, a w
Japonii największy od dekad konflikt na linii Tokio-Pekin.
Historyczne
tło konfliktu. Wyspy Senkaku/Diaoyutai
to grupa ośmiu niezamieszkałych wysp, w skład których wchodzi pięć małych
wulkanicznych wysp i trzy małe wystające skały o łącznej powierzchni 7km². Znajdują się one w
południowej części Morza Wschodniochińskiego, ok. 170 km na północ od
japońskiego miasta Ishigaki, w tej samej odległości na północny-wschód od
Tajwanu, ok. 330 km na południowy-wschód od wybrzeża Chin kontynentalnych oraz
ok. 410 km na zachód od Okinawy.
Pierwsze
dokumenty historyczne dotyczące archipelagu powstały dzięki chińskim misjom
związanym z nadaniem inwentury królestwu Liuqiu. Misje te znane są pod nazwą
misji Cefeng. Już od najwcześniejszych lat wyspy te wykorzystywane były przede
wszystkim jako punkt orientacyjny w nawigacji morskiej, co potwierdza opis
wyprawy morskiej Chen Kana będącego wysłannikiem cesarza chińskiego. Istotnym
jest fakt, że wyspy te były niezamieszkałe i niezagospodarowane. Z biegiem
czasu znalazły się jednak pod wpływem Japonii, kiedy to w 1590 r. gen.
Hidoyoshi podbił królestwo Ryukyu, które stało się kolonialnie zależne od
Japonii. Stan ten trwał do roku 1598, kiedy zależność została zniesiona po
bitwie marynarki japońskiej z chińską, w której pierwsza z nich poniosła
klęskę. Jednakże w latach 1872-1879 Japonia znów włączyła królestwo Ryukyu w
swoje granice i przemianowała na Prefekturę Okinawy. Nie obyło się bez
protestów ze strony chińskiej ludności jednakże nie przyniosły one większych
zmian. Niezwykle istotnym w tym kontekście jest fakt, że pomimo włączenia wysp
Ryukyu do Japonii nie objęto tym wysp Senkaku/Diaoyutai, co potwierdza fakt, że
były to wyspy niezamieszkałe, nienależące do żadnej ze stron. W związku z ich
niepewnym statusem Japonia podjęła szereg badań, które miały na celu
stwierdzenie, czy wyspy te nie należą przypadkiem do Chin, jednakże zakończyły
sie one stwierdzeniem, że wyspy te to terra
nullius, czyli ziemie niczyje, i bez
przeszkód mogą zostać włączone jako tereny japońskie. Nastąpiło to dnia 14 stycznia
1895 roku. W tym samym roku został podpisany także traktat z Shimonoseki, który
zmuszał Chiny do przekazania Japonii Tajwanu, Półwyspu Liaotuńskiego jak i
Peskadorów. Pekin argumentuje dziś, że to dzięki temu traktatowi sporne tereny
znalazły się pod administracją japońską mimo, że nie zostały wymienione.
W
odniesieniu do spornych wysp jedna jak i druga strona konfliktu wysuwa wiele
roszczeń, zarówno historycznych jak i geograficznych. Chińczycy poruszają
przede wszystkim aspekty historyczne, i twierdzą, że wyspy były uważane za
część ich terytorium jeszcze przed 1895 r. Wspominają tutaj o misjach, które
były wysyłane już od 1372 r. na Ryukyu. Podkreślają także, że wyspy od dawien
dawna służyły jako punkty nawigacyjne i miejsce schronienia chińskich rybaków.
Ponadto w 1756 r. Zhou Hang wydał książkę pt. „Krótkie wprowadzenie do królestwa Riukiu”, w której potwierdził, że archipelag na zachód od rowu oceanicznego
przy wyspie Chiwei był chińskim terytorium. Chińczycy twierdzą również, że
włączenie spornych wysp w granice Japonii w 1895 r. miało związek z działaniami
wojennymi i naruszało tym samym traktat z Shimonoseki. Władze Chin podkreślają
w swej argumentacji również fakt, że położenie geograficzne i skład geologiczny
wysp wskazuje, że są one przedłużeniem chińskiego szelfu kontynentalnego, a
Keelung i Riukiu rozdzielone są głębokim rowem oceanicznym, co również
przemawia na ich korzyść.
Z
drugiej strony mamy argumenty Japonii, która opiera się przede wszystkim na
stwierdzeniu, że przed 1895r. wyspy te stanowiły terra nullius,
czyli ziemie niczyje, bezludne i niezagospodarowane. Podkreślają również, że
twierdzenie, że owe wyspy zostały przejęte na podstawie traktatu z Shimonoseki
nie znajduje potwierdzenia w samym tekście, ponieważ dokument nie nawiązuje do
spornych wysp. Ponadto nie są one wymienione w Traktacie z San Francisco, ani
Deklaracji Poczdamskiej czy też Kairskiej. Wspomnieć należy, że rząd chiński w
konferencji w Kairze nie podniósł kwestii wysp Senkaku/Diaoyutai, pomimo, że
miał do tego prawo. Ani Republika Chińska na Tajwanie, ani Chińska Republika
Ludowa nie zgłaszały sprzeciwu wobec zaistniałej sytuacji aż do 1969 r., kiedy
to odkryto duże zasoby ropy naftowej w pobliżu wysp. Dopiero po tym czasie
państwa te zaczęły się interesować terenami tych wysp, co dla Japonii stanowiło
wyraźny znak, nie tyle chęci przejęcia kontroli nad wyspami, co nad surowcami
jakie znajdowały się wokół nich.
Przebieg.
Po 1969 r. na arenie
chińsko-japońskiej można było zaobserwować konkretne działania, które miały na
celu włączenie wysp w granice jednego z państw. Zdaniem strony japońskiej to
właśnie wówczas nasilił się konflikt o sporne wyspy. We wrześniu 1970 r.
dziennikarze z Tajwanu umieścili na wyspach flagę Republiki Chińskiej. Spotkało
się to z wyraźnym sprzeciwem ze strony Japonii, której okręty zaczęły usuwać
chińskich rybaków z obszaru spornego terytorium. Do złagodzenia sytuacji doszło
dopiero w 1978 r., czyli podpisania chińsko-japońskiego Traktatu o Pokoju i
Przyjaźni. Chinom zależało bowiem na pozyskaniu japońskich inwestycji i
technologii. W efekcie spór nie został jednak ostatecznie rozwiązany i już w
lutym 1992 r. Chiny uchwaliły ustawę o morskich strefach terytorialnych, w
której znalazła się wzmianka, że wyspy Senkaku/Diaoyutai należą do nich.
Spotkało się to z protestem Japonii. W roku 1993 ambasada japońska złożyła
oficjalny protest w Pekinie, którego powodem było ostrzelanie przez chińską
marynarkę japońskich statków, które prowadziły badania sejsmologiczne w tamtym
rejonie. Sytuację zaogniła jeszcze bardziej sprawa z 1996 r. kiedy to Japońska
Federacja Młodzieżowa zbudowała na jednej z wysp latarnię morską, co z kolei
nie spodobało się Chinom.
Przez
dekadę obie strony nie przykładały znaczenia dla sporu o wyspy. Jednak
problemem pozostawały rosnące ambicje Chin, naturalnie związane z rosnącym
potencjałem z jednej strony, z drugiej zaś chęć zapobiegania dominacji Państwa
Środka przez Japonię. Punkt kulminacyjny konfliktu nastąpił w 2004 r. kiedy
japońska straż przybrzeżna dokonała czasowego aresztowania chińskich
aktywistów, którzy przedostali się na wyspy i tam wbili chińską flagę. W 2009
r. w Japonii władzę przejęła Partia Demokratyczna na czele z Hatoyamą Yukio,
który deklarował w swej polityce chęć uczynienia z Morza Wschodniochińskiego „morza
przyjaźni”. Następnie, w 2010 r. premierem został Naoto Kan. Nie cieszył się on
jednak poparciem, ale za jego rządów doszło do incydentu, w którym okręt
patrolowy japońskiej straży przybrzeżnej zderzył się z chińskim kutrem rybackim
w okolicy wysp Senkaku/Diaoyutai. Kapitan został aresztowany i spotkało się to
z protestem w Pekinie. Kryzys pogłębił się jeszcze bardziej, kiedy 24września
2010 r. premier Wen Jiabao odmówił spotkania z Naoto Kanem, co stanowiło
pierwszy przypadek zawieszenia chińsko-japońskich rozmów na szczycie od 2005 r.
Spór pomiędzy Chinami i Japonią zaognił się jeszcze bardziej w skutek
wystąpienia gubernatora Tokio Ishiharo Shintary, który ogłosił zamiar
wykupienia trzech spośród pięciu spornych wysp. W 1900 r. wyspy zasiedlił Koga Tatsushirō, który utworzył
tam, wraz z 200 pracownikami, przetwórnię bonito. Biznes padł jednak w 1940 r.
i Tatsushirō postanowił opuścić wyspy. W trzydzieści lat później Zenji Koga, jego
syn, postanowił sprzedać wyspy bogatej i wpływowej rodzinie Kurihara i tak
stały się prywatną własnością jednej z japońskich rodzin.
W
Chinach doszło natomiast do wybuchu licznych protestów antyjapońskich.
Japońskie samochody, restauracje obrzucano kamieniami, a nawet podpalano.
Japońskie firmy tj. Toyota, Canon funkcjonujące w Chinach musiały zawiesić
swoją działalność w obawie o bezpieczeństwo swoich pracowników. Należy
wspomnieć także, że drastycznie spadł ruch turystyczny, który był jednym ze
źródeł dochodów. 10 września 2012 r. rząd Japonii po raz kolejny wywołał
poważny spór z ChRL poprzez ogłoszenie, że zakupi wyspy Senkaku/Diaoyutai od
prywatnych właścicieli. Chińskie MSZ w odpowiedzi złożyło ostry protest na ręce
Uichiro Niwy - japońskiego ambasadora w Pekinie. Również w tym samym roku
władze ChRL odwołały ceremonię upamiętniającą 40-lecie nawiązania stosunków
dyplomatycznych z Japonią, a także miał miejsce incydent z chińskim rządowym
samolotem. Sytuacja tak jak wcześniej tak i w roku 2013 zdaje się być niejasna
i trudna do rozwiązania. 5 stycznia doszło bowiem do zatrzymania przez
japońskie siły powietrze chińskiego samolotu patrolowego, a także sprzeciwu MSZ
ChRL wobec słów sekretarz stanu USA Hillary Clinton, która stwierdziła, że USA
sprzeciwiają się krokom podważającym japońską administrację nad spornymi
wyspami.
Reakcja międzynarodowa. Omawiając spór o wyspy Senkuku/Diaoyutai należy zwrócić także uwagę na
wymiar międzynarodowy. Obecnie w relacjach amerykańsko-chińskich trwa status quo. Chiny potrzebują bowiem USA
jako rynku eksportowego, a USA potrzebuje chińskiego kapitału i starają się
utworzyć rynek chiński. Władze w Pekinie natomiast zdają sobie także sprawę z
faktu, że na eskalacji konfliktu tudzież poparciu Japonii USA mogłyby wiele
stracić w kontaktach z Chinami, a tego nie chcą. Chiny są bowiem kluczowym
graczem na arenie międzynarodowej. Japonia jest natomiast istotnym sojusznikiem
w rejonie Azji i Pacyfiku, o czym może świadczyć przyjęcie w 2009 r. premiera
Japonii w Białym Domu jako pierwszego zagranicznego przywódcę. USA wolałyby się
z tych względów nie angażować w spór, ale nie chcą też pozwolić na jego
zaognienie.
Unia
Europejska mogłaby natomiast wykorzystać „soft power” i
względnie pozytywne zdanie o niej wśród Chińczyków, pomimo pewnych drażniących
kwestii, mianowicie praw człowieka. Miałoby to wyglądać tak jak w przypadku
Francji i Niemiec, czyli promocji wzorca koncyliacyjnego. Jednakże jakakolwiek
interwencja Unii Europejskiej jest mało prawdopodobna, tym bardziej, że nie ma
ona w konflikcie swoich istotnych interesów, a także priorytetem dla niej są
państwa członkowskie i ich problemy. W związku z tym Unia woli nie angażować
się w tego typu konflikty i zachować dystans. Z
kolei w rosyjskiej polityce zagranicznej zaobserwować można wzrastającą wagę
Azji Wschodniej. Podkreślić należy, że pomimo porozumienia z 2010 t.
dotyczącego wzajemnego wspierania się w sporach terytorialnych z Japonią,
państwo rosyjskie poprawiło swe relacje z Japonią i nie chce dopuścić do
hegemonii Chin w regionie i chce zachować w sporze neutralność.
Wnioski
- Prowadzony konflikt o Senkaku/Diaoyutai nie może być rozwiązany przez międzynarodowe instytucje np. Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości gdyż ani Japonia ani Chiny do tej pory nie sprecyzowały czego dokładnie oczekują .
- W ostatniej dekadzie z uwagi na równoważące się potencjały Japonii jak i Chin (gospodarka Chin stała się drugą, wyprzedzając japońską) nie należy się spodziewać koncyliacyjnego ruchu jednej ze stron.
- Z uwagi na zaangażowanie gospodarcze Japonii w Chinach, władze w Tokio nie są zainteresowane eskalacją konfliktu, gdyż utrudni to gospodarczą współpracę. Chińczycy w lutym 2012 roku zainwestowali 651 mld jenów, czyli około 8 mld dolarów w japoński rynek obligacji krótkoterminowych. To rekord w dotychczasowej historii zakupów japońskich papierów dłużnych.
- W wyniku toczonego sporu drastycznie spadł wzajemny ruch turystyczny i odnotowano duże straty japońskich firm w Chinach. Sprzedaż japońskich samochodów w Chinach od września 2012 r. spadła o ponad 36 proc., sześciu głównych producentów japońskich odnotowało straty. Japońskie Ministerstwo Przemysłu przeprowadziło ankietę, którą przeprowadzono wśród 10 tys. japońskich przedsiębiorstw działających w Chinach i wynika z niej, że ponad 30 proc. z nich od września ubiegłego roku poniosło straty. Co istotne aż 16 proc. było gotowe na wycofanie się z Chin lub też znaczne ograniczenie działalności.
- Możliwa jest koncyliacyjna rola USA w konflikcie o wyspy Senkaku/Diaoyutai. Istotnym jest tu inicjatywa Trans-Pacific Partnership (TPP), która mogłaby stanowić natomiast pewnego rodzaju nacisk na Japonię, by ta zrezygnowała z niektórych swoich planów względem Chin oraz innych aktorów w Azji.
- Chiny są świadome, że w razie eskalacji konfliktu Waszyngton, z uwagi na uzależnienie gospodarcze od Państwa Środka, mając wiele do stracenia nie podejmie akcji militarnej a wręcz przeciwnie będzie próbował wpływać na pokojowe rozwiązanie sporu.
Opracował zespół: Daria Wojciechowska, Anna Wojda, Wang Yawen, Zachariasz Popiołek, Jakub Szewczyk (III rok studia licencjackie)
Czy Rosja chcę zachować neutralność w konflikcie? Na początku lutego przestrzeń powietrzną Japonii po raz pierwszy od kilku lat naruszyły rosyjskie samoloty: w tym 2 bombowce strategiczne Tu-95 i dwa myśliwce Su-24 Źródło 1. Mając na uwadze nierozwiązany spór terytorialny między Rosją a Japonią o Kuryle wydaje mi się, że jednak Rosjanie starają się wykorzystać zaangażowanie Tokio na kierunku chińskim i naciskają aby ugrać również coś dla siebie. Jak podawało BBC News Abe i Putin w rozmowie telefonicznej zgodzili się wznowić rozmowy w celu uregulowania traktatowego sytuacji Źródło 2.
OdpowiedzUsuńZ jednej strony Rosja próbuje wykorzystać zaangażowanie obu stron w konflikt, z drugiej pewnie próbują to robić inni mniejsi gracze w regionie. Ciekawe w tym momencie jest postawa Wietnamu czy Filipin, które też prowadzą spór z ChRL. To na co Pan wskazuje jest istotne o tyle o ile obie strony tj. Chiny i Japonia mają świadomość tego, że ten konflikt toczony nadal będzie wykorzystany przez państwa trzecie do wygrania własnych interesów. Trudno sobie nagle wyobrazić, że chińska czy japońska dyplomacja jest w stanie (logistycznie czy kapitałowo) odpierać ataki z różnych stron. Wskazany zatem argument może być istotnym przy, jeśli nie rozwiązaniu sporu, to przynajmniej w jego wyciszeniu.
Usuńczy brak protestu ze strony chińskiej na konferencji w Kairze i niezgłaszanie sprzeciwu do 1969 roku oznaczało acquiescence (milczące uznanie)?
OdpowiedzUsuńAcquiescence jest jednostronnym zachowaniem polegającym na milczącej akceptacji określonej sytuacji wszystkie znane nam fakty dowodzą że zachowanie ChRL dowodzi właśnie acquiescence. Elementami potwierdzającym milczące uznanie japońskiej jurysdykcji nad wyspami przez stronę chińską było niezgłaszanie sprzeciwów odnoszących się do japońskiej suwerenności lub chociażby drukowanie przez pewien okres map z ich japońską nazwą.
UsuńKtóre z państw odkryło złoża ropy naftowej?
OdpowiedzUsuńZłoża opisał w swym raporcie ONZ-etowski Komitet na rzecz Koordynacji Wspólnego Poszukiwania Surowców Mineralnych na Azjatyckich Obszarach Morskich.
UsuńSkoro japońskie oddziaływanie ekonomiczne na Chiny jest już mało skuteczne to może gdyby Japonia miała jakieś środki odstraszania w postaci kilku głowic nuklearnych pod własną kontrolą to tego konfliktu by nie było (to że po Pacyfiku pływają amerykańskie łodzie podwodne z rakietami nie daje takiego efektu jeśli Chińczycy wiedzą, że Amerykanie nie są skorzy do ich użycia). Pomimo pacyfizmu i sprzeciwu społeczeństwa (szczególnie po katastrofie Fukushimy), wśród japońskich polityków od czasu do czasu pojawiają się głosy nawołujące do wejścia w posiadanie broni jądrowej. Taką opcję zakładał np. Ichirō Ōzawa w 2002 roku mówiąc, że: „Dla Japonii łatwym jest zrobić głowice atomowe, nasze elektrownie atomowe mają wystarczająco dużo plutonu by wyprodukować od trzech do czterech tysięcy głowic nuklearnych, Japonia może wytworzyć tysiące głowic nuklearnych w jedną noc”: http://www.polska-azja.pl/2012/02/08/japonia-a-bron-atomowa/#_ftn35 .
OdpowiedzUsuńOstatnio też mówił o tym osławiony gubernator Tokio, Shintiro Ishihara w kontekście Chin i Korei Północnej:
http://www.tvn24.pl/wiadomosci-ze-swiata,2/japonia-potrzebuje-broni-jadrowej,160903.html
Teraz jednak instalacja w Japonii czegokolwiek wydaje się niemożliwa, bo tylko zaogniłoby to konflikt ale może działania Pjongjangu mogłyby być jakimś pretekstem do japońskich zbrojeń?
Wydaje się, że działania Pjongjangu nie wpłyną na tempo budowy głowic atomowych w Japonii z powodu zaangażowania w ten problem ONZ i Stanów Zjednoczonych mających realną możliwość skutecznego powstrzymania prób jądrowych Korei Pn. Deklaracje japońskich premierów chociażby w stosunku do zmiany artykułu 9 日本国憲法 służą bardziej wykreowaniu własnego wizerunku na arenie międzynarodowej i w własnej partii.
Usuń(Dla przypomnienia obecny premier Shinzo Abe piastując tę samą funkcję w latach 2006-2007 zapowiadał zmianę ustawy zasadniczej do której nie doszło.)
z pewnością poczynanie KRLD mogą być wymówką dla rządu japońskiego chcącego zerwać w końcu z postanowieniami po II wojnie światowej. Znów nie musi to być realna przyczyny a tylko zasłona dymna - ale jest i o tym należy pamiętać. Co do wpływania na KRLD to chyba rozwiązanie leży w Pekinie. Dla władz w Pekinie sytuacja nie jest łatwa. Oczekiwania opinii międzynarodowej - ogromne. Realne możliwości oddziaływania na Pyoenyang coraz mniejsze, a Kim coraz bardziej niezależny.
UsuńW pracy pojawiło się stwierdzenie, iż w 1969 r. w pobliżu wysp odkryto „duże” zasoby ropy naftowej. Obracanie się w pojęciach „duże” czy „małe” jest kwestią względną. Czy istnieją dokładne dane obrazujące ilość zasobów możliwych do wydobycia? Jeżeli tak, to czy koszt wydobycia byłby opłacalny dla jednej czy dla drugiej strony. Może okazać się, iż informacja o odkryciu złóż ma jedynie cel propagandowy, a faktyczne cele ekonomicznie nie są tak istotne. Drugim ważnym pytaniem jest, czy owe pokłady surowca są na tyle duże, aby mogły zaspokoić popyt energetyczny jednego z państw?
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńW 1969 roku faktycznie zakładano, że są to "dość pokaźne" zasoby, ale późniejsze badania i rozwój technologii nieco ten pogląd zrewidowały i obecnie uważa się, iż są one dalece mniejsze o tych największych:
Usuń"The key point is how much the reserves add up to. In 2006, the Agency for Natural Resources and Energy provided an answer to that question in the Diet, estimating that the combined amount of the oil and natural gas on the Japanese side of the median line between Japan and China "is around the oil equivalent of 500 million kiloliters."
Converting that figure into an often used oil figure, it comes to around 3 billion barrels. If you open up the "Sekiyu Jiten" (Dictionary of petroleum), you'll find that most of the world's major oil reserves each amount to several tens of billions of barrels or more. Meanwhile, advances in exploration techniques have significantly lowered the initial estimate in the seas around the Senkakus.
Furthermore, in terms of technology and profitability, we do not even know how much we could extract. China is extracting natural gas on its side of the median line. However, with estimated reserves of about 180 million barrels, it is uncertain whether Japan can exploit the gas at a profit."
http://ajw.asahi.com/article/views/opinion/AJ201210290009
JSz
Z pewnością odpowiedź na pytanie o realne przyczyny nie jest łatwa. Nie jest wykluczone, że cała ta "zadyma" spowodowana jest dość paniczną reakcją Japonii na wzrastającą potęgę Chin - co przecież anonsują władze w Pekinie pod hasłem "wielkiego odrodzenia narodu chińskiego" 中华民族伟大复兴. Do tego może być to rozpaczliwe wołanie USA na pomoc: help, help! Czy też próba wyjścia z izolacji. To chyba właśnie anonsował Abe w Waszyngtonie. Pamiętajmy, że sytuacja w której potencjały graczy zaczynają się równoważyć prowadzi do konfliktu zbrojnego. Jednak czy w wypadku Azji możemy czynić takie skróty jak H. Kissinger, który porównuje sytuację w Azji Wschodniej to europejskiej sprzed 1914 r.?
UsuńWarto również zwrócić uwagę na fakt, że zarówno Japonia, jak i Chiny, są zaangażowane w kilka innych sporów terytorialnych poza wyspami Senkaku. Dla przypomnienia, ze strony japońskiej, możemy tutaj wymienić zatargi Japonii z Federacją Rosyjską o Kuryle Południowe, Takeshima/Dokdo między Koreą Południową a Japonią. Z kolei Chiny biorą udział w całym szeregu konfliktów: z Filipinami o Scarborugh, bardzo złożony i spektakularny konflikt o wyspy Spratly pomiędzy różnymi państwami tamtego regionu, spór o wyspy Paracelskie. Co za tym idzie, przeważenie szali poruszanego problemu na którąś ze stron, bez mocnego uzasadnienia, mogłoby stać się pewnym precedensem. Wydaje się jednak, że głównym problemem będzie kwestia uznania porażki przez którąś ze stron i okazanie słabości. Chiny ze swoim specyficznym ustrojem politycznym oraz stałą potrzebą okazywania siły przez władzę oraz chęcią umacniania się i dominacji na arenie międzynarodowej nie mogłyby sobie pozwolić na porażkę. Załamałaby się wtedy cała machina propagandowa i upadłyby moralne wartości silnych Chin, Państwa Środka, które w kulturze i świadomości Chińczyków krzewiły się przez wieki. Z drugiej strony na porażkę nie może pozwolić sobie Japonia, której znaczenie w regionie i na Świecie spada, boryka się z problemami wewnętrznymi i wyhamowaniem gospodarki, a eksploracja złóż szelfu w obrębie wysp mogłaby okazać się dużym impulsem dla spowolnionej gospodarki.
OdpowiedzUsuń~Artur B.
Ale tu znów wracamy do poprzedniego pytania: za ile i jak będą te złoża wydobywane? Wracając jednak do poruszonego przez Pana problemu na klawiaturę ciśnie się słowo: prestiż. Chiny podkreślając przywiązanie do XIX-wiecznej koncepcji suwerenności nie decydują się na oddanie sprawy pod osąd międzynarodowych instytucji. To "utrata twarzy" lub pewność przegranej. Z drugiej strony nakłada się tu kalka relacji trybutarnych na zasadzie "jesteś dobry dla Chin, Chiny są dobre dla Ciebie" innymi słowy ustąp złóż lenno a zostaniesz doceniony. Jeśli chodzi o Japonię to chyba warto podkreślić, iż po ponad 60 latach od wojny chyba czas na zmiany - przecież japońska "soft-power" aż takich sukcesów nie ma...
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńKonflikt o wyspy Senkaku/Dioaoyutai to w chińskiej perspektywie dyskurs na tle surowcowym a może nawet bardziej, czego nie wyraża się otwarcie -mocarstwowym.
OdpowiedzUsuńZ geopolitycznego punktu widzenia położenie Państwa Środka zdaje się być w dużej mierze niekorzystne. Długa linia brzegowa odgrodzona jest bowiem od oceanu wieloma wyspami i wysepkami posiadającymi własne wody terytorialne będące przeszkodą w nieograniczonym dostępie do Pacyfiku. Chińskie planowanie strategiczne otwarcie zakłada osiągnięcie wyznaczonych wskaźników gospodarczych i wojskowych do 2020 i kolejnych do 2050. Korzystając z doświadczenia wynikającego z historii Pekin doskonale zdaje sobie sprawę, że każde państwo pretendujące do roli mocarstwa, w tym szczególnie światowego (wyliczając za P. Kennedy’m: Portugalia, Niderlandy, WB, USA) musi posiadać zdolność zabezpieczania szlaków handlowych i przenoszenia potencjału wojskowego na duże odległości. Mimo gwałtownego dozbrajania floty chińskiej tej zdolności nie da się osiągnąć pozostając w swojego rodzaju blokadzie jaką tworzą wyspy na morzach -południowochińskim i wschodniochińskim. Wykorzystując swą pozycję na arenie międzynarodowej zbudowaną prężnie działającą gospodarką, zauważalna jest chęć rozstrzygnięcia sporów z innymi państwami regionu na swoją korzyść wykorzystując siłę i pozycję polityczną a nie prawo i międzynarodowe trybunały. Jedną z przeszkód w budowaniu tej mocarstwowej pozycji są Stany Zjednoczone wspierające państwa regionu i przekonywujące Pekin do rozwiązywania spornych kwestii w Hadze, a także mogących nadal pozostawiać daleko w cieniu chińską marynarkę zarówno pod względem wyposażenia jaki i doświadczenia.
Pomimo prób nawiązywania dialogu mogącego przyczynić się do zmniejszenia napięć pomiędzy głównymi uczestnikami sporu u wyspy Senkaku/Dioaoyutai zaproszenie przez administrację japońską przedstawicieli Chińskiej Republiki Ludowej i Republiki Chińskiej na takich samych warunkach na uroczystość upamiętniającą ofiary katastrofy w Fukushimie zostało źle odebrane w Pekinie.
W Nanjing otwarto wystawę mangi tworzonej przez artystów japońskich i chińskich. Wystawa miała odbyć się w sierpniu 2012, ale została przełożona ze względu na napięte stosunki pomiędzy państwami. Podczas otwarcia gubernator Aichi powiedział, że chce budować więzi, które przyniosą korzyści obu krajom.
OdpowiedzUsuńzatem tak jak Pan pisze należy wnosić, że komuś w określonym czasie taka eskalacja była potrzebna - pytanie komu i dlaczego? a cała reszta z ropą i innymi wydaje się tylko retorycznym usprawiedliwieniem działań eskalujących konflikt...
UsuńSpór o wyspy Senkaku/Diaoyutai poważnie wpłynął na sytuację japońskich firm. W wyniku zamieszek kilka zakładów Canona zostało zniszczonych i została przerwana produkcja. Chiny to jeden z głównych gospodarczych partnerów Japonii i wydaje się, że najwięcej na tym konflikcie stracą Japończycy. Już teraz właśnie Canon, obok innych japońskich firm, prognozuje spore straty z zaznaczeniem, że największa ich ilość wynika z zaognionych stosunków z Chinami i malejącego popytu na japońskie produkty w tym kraju.
OdpowiedzUsuńJaponia jest ,,bywalczynią'' sporów o wyspy, czego przykładem jest napięta sytuacja z Rosją, która domaga się swoich praw w stosunku do Kuryli Południowych (zwanych w Japonii Terytoriami Północnymi). Cztery małe wysepki: Kunashir, Iturup, Habomai i Shikotan od wielu lat są punktem zapalnym konfliktów. Biorąc pod uwagę taką relację,z Chinami i Japonią może być podobnie. Brak porozumienia może trwać latami i sytuacja nie będzie rozwiązana.
OdpowiedzUsuńW kwestii wysp Senkaku/Diaoyutai ciężko jest mówić o statusie quo między Japonią a Chinami. Japonia od paru lat odnotowuje spadek inwestycji zagranicznych i ogólny spadek gospodarczy. Co gorsze dla samej Japonii to to, że spadek ten idzie na rzecz Chin, które mają coraz większe wpływy ogólnoświatowe. Patową sytuację tworzy jednakowoż fakt, iż zajęcia wysp jest możliwe tak na prawdę drogą militarną. Z jednej strony rodzi się tu obawa o to jak zareaguje na to np NATO a z drugiej czy w ogóle ktoś zareaguje? Sytuacja ta jest bardziej symboliczna, wyspy nie mają większego znaczenia wystarczyłyby kontakty polityczne i gospodarcze między państwami. Chiny jednak wraz z Japonią chcą archipelag ten posiadać. Czy mogą? Jest to niezmiernie trudna kwestia, o czym zdają sobie sprawę przywódcy obu państw. Jakakolwiek decyzja może byc bowiem brzemienna w skutkach.
OdpowiedzUsuńCiekawy jest fakt, że tak naprawdę konflikt ma większy wpływ na stronę chińską. Zmniejszony ruch turystyczny czy niezadowolenie społeczeństwa chińskiego dobitnie o tym świadczą, chociaż to strona japońska ma prawa historyczne do posiadania wysp i to ona powinna czuć się "poszkodowana" w tym sporze. Spór jest ewidentnym przykładem walki o prestiż. Ani jedna, ani druga strona gospodarczo nie zyskałaby dużo na rozwiązaniu konfliktu. Z drugiej strony dla Japonii jest to być może sprawa honoru, w końcu całe państwo leży na wyspach?
OdpowiedzUsuńTo sytuacja która w końcu będzie wymagała rozwiązania. Biorąc pod uwagę stosunki bilateralne Chiny-USA, USA-Japonia, Japonia-Chiny nie powinniśmy się spodziewać konfliktu zbrojnego. W interesie tych trzech państw jest zachowanie statusu quo. Może też dlatego do tej pory do konfliktu nie doszło. Trzeba przyznać też że głównym powodem tego konfliktu są odkryte przy wyspach złoża.
OdpowiedzUsuń